W ostatnich klasach podstawówki miałam przezwisko "Sucha". Nienawidziłam jak za mną tak wołali. Byłam też "Żyrafą". 174 cm wzrostu, 47 kg wagi. I anoreksja, na którą wtedy chorowałam, nawet o tym nie wiedząc. Na jej trop wpadłam kilka lat temu, podczas przeglądania zeszytu, w którym pani doktor na wizytach kontrolnych zapisywała moje postępy w przybieraniu na wadze.
Potem jeszcze urosłam. Szkołę średnią ukończyłam mając 182 cm wzrostu. Ilości kilogramów nie pamiętam, ale wiem, że zawsze był problem z kupnem spódnicy i spodni dla mnie, bo w pasie miałam 58 cm, więc niewiele.
Na studiach, jeden z trzech panów w grupie (filologie generalnie są bardziej oblegane przez niewiasty), a mój dobry kumpel (oczywiście o wiele niższy) nazwał mnie "Długą", sprawiając, że przez tamte lata prawie zapomniałam jak mam naprawdę na imię.
Przed własnym ślubem trafiłam na Onecie na jakieś sesje zdjęciowe innych par. Tam po raz pierwszy miałam okazję poczytać sobie komentarze trolli, krytykujących wszystko i wszystkich. W pamięci utkwiła mi szczególnie jedna para. Ona dość tęga i wysoka, a on niższy i też z nadwagą obejmował ją w talii. Jeden z hejterskich podpisów brzmiał chyba tak: "a ten tłuścioch gdzie z tymi swoimi krótkimi rączętami do tej olbrzymki?"
Bezpośrednio od Męża wiem, że lubi on we mnie dość osobliwe (złośliwo-sarkastyczne) poczucie humoru i autoironiczny dystans do samej siebie. Czasem traktuję go prawie tym samym tekstem, kiedy próbuje mnie obłapiać. Pytam wtedy: "a ty gdzie z tymi krótkimi rączętami do takiej olbrzymki jak ja?"
Los bywa przewrotny. Jednym daje dokładnie to, co sobie zamarzą. Innym - wręcz przeciwnie. Dyrektorowi Wykonawczemu zawsze podobały się wyższe od niego blondynki z długimi nogami. Ma co chciał. Ja gustowałam w bardzo wysokich i szczupłych blondynach. Przekornie więc jestem z kimś całkowicie innym.
Jest tylko jedna rzecz, której nie mogę zrozumieć. Jak facet, który ma 170 cm wzrostu (chociaż on twierdzi, że 172, ale ja wiem swoje) nosi buty w rozmiarze 44, podczas gdy ja, będąc o 12 cm wyższą (Mąż twierdzi, że o 10, ale ja nadal wiem swoje) noszę obuwie w rozmiarze 40?
Dowody poniżej - kupione dzisiaj, jeszcze z metkami. Czułam się jak za czasów kryzysu, gdyż Dyrektor Wykonawczy pobiegł do Lidla o 8:15 rano, a po kwadransie zadzwonił do mnie mówiąc: "żona, przychodź szybko, bo trzymam dla ciebie w koszyku ostatnią czterdziestkę z tych niebieskich".
Ciotka wieża i słodki dropsik - miłość ponad wzrostem - do poczytania, w temacie wiadomych różnic.