Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 13 sierpnia 2013

1.274. Dziewczyno!

Na początek krótki, ale jakże mądry i trafny tekst - Nigdy nie przestawaj kwitnąć dziewczyno!

A teraz garść wspomnień, które tak naprawdę, na dobre i na poważnie wywołał we mnie komentarz pewnej bardzo uśmiechniętej kobiety o imieniu Grażyna (którą niniejszym gorąco pozdrawiam), jaki zostawiła mi nie tak dawno na blogowym profilu na FB.

Jako nastolatka byłam straszliwie chuda i wysoka. Miałam też przez pewien czas krótkie włosy, nosiłam okulary w drucianych oprawkach, nie malowałam się wcale i ubierałam się w to, co można było wtedy dostać w sklepach, czyli mało dziewczęco, więc patrząc z perspektywy czasu nie dziwię się, że byłam często brana za chłopaka. Dość dziecinny wyraz twarzy jeszcze długo nie ujawniał mojego prawdziwego wieku i zdarzało się, że nawet mając lat trzydzieści, posądzano mnie o bycie studentką.

Pamiętam jak bardzo denerwowałam się, kiedy słyszałam kierowane pod swoim adresem słowo "dziewczyno". Wszystko we mnie krzyczało, że nie jestem już żadną dziewczyną, lecz dorosłą kobietą. Nigdy tego jednak nie potrafiłam wyartykułować.

Pamiętam jak matka wracając z pracy opowiadała mi o swoich koleżankach, nazywając je "dziewczynami". A przecież tamte kobiety były o jakieś dwadzieścia, czy nawet trzydzieści lat starsze ode mnie.

Pamiętam słowa pewnego pana, z którym wiązałam na tamtym etapie życia swoją przyszłość, które były jak cios prosto w serce: "trzymaj się jakoś dziewczyno". Tak na pożegnanie i na rozstanie. Definitywna kropka nad "i", po której dość długo nie mogłam dojść do siebie.

Pamiętam jak rozmawiałam kiedyś z R. (tą od kota, który lubi sernik). Ona też używała magicznej "dziewczyny" w stosunku do swoich przyjaciółek i znajomych, argumentując ten fakt młodym duchem tamtych kobiet.

Wreszcie wspomniana na początku notki kobieta, która w owym komentarzu użyła pod moim adresem słowa "dziewczyna", a ja w odpowiedzi podlinkowałam jej tamten tekst, który mam nadzieję, że już przeczytaliście.

Z wiekiem, z doświadczeniem, z mądrością, z dojrzałością zrozumiałam w pewnym momencie o co chodzi z tą "dziewczyną". I przestałam się z nią wadzić. Polubiłam ją w sobie. Na równi z małą dziewczynką i dorosłą kobietą, jakie są we mnie. Bo tak naprawdę żadna z nich się nie wyklucza, ale jedna bez drugiej nie może istnieć w pełni.