Dzisiaj rano Mąż spojrzał na mnie i spytał: "wiesz, że za tydzień będziemy już nad morzem?" No ba, pewnie, że wiem. Choć trudno mi uwierzyć, że to już tak blisko.
Kilka dni temu Dyrektor Wykonawczy zadał mi dwa inne pytania:
- Żona, masz wszystko, czy czegoś potrzebujesz na wyjazd?
- Żona, a ja mam wszystko, czy czegoś jeszcze potrzebuję?
Tak to jest, jak własny Mąż nie wie co ma, gdzie ma i czy w ogóle ma. Ale dobrze chociaż, że Głos Rozsądku wie, że ma żonę, która wie, ogarnia i dba o całokształt.
Zdaję sobie sprawę, że ostatnio prawie wszystkie moje myśli podążają w jednym kierunku, ale nie ma się co dziwić, bo Bałtyk jest miejscem szczególnym. Dobrze wpływa na mnie, a ja się tam czuję jak przysłowiowa ryba w wodzie. Same korzyści.
Praktycznie jesteśmy już gotowi. Poza jedzeniem i piciem na drogę oraz dwiema składanymi parasolkami nic nie musimy kupować. Przezornie zostawiłam notes z ubiegłego roku, w którym zapisałam wszystkie ważne rzeczy, jak choćby dni i godziny otwarcia muzeów, ceny biletów oraz spis tego, co zabraliśmy wtedy ze sobą. Dzięki temu w niedzielę otworzę szafy oraz pawlacze i wyjmę z nich to, co jest już na kartce. Z niewielką modyfikacją, bo niektóre ubrania oraz buty zastąpiliśmy innymi. Bez zastanawiania się i namyślania. Oszczędność czasu i nerwów w czystej postaci.
Przy pakowaniu będą (jak zawsze) z ust Dyrektora Wykonawczego padały następujące okrzyki zdumienia:
- To ja mam taki T-shirt?!
- A skąd ja mam taką bluzę?!
- Nie wiedziałem, że mam takie buty!
Od poniedziałku zaczęłam przyjmować probiotyk z trzema miliardami bakterii na poprawę pracy jelit oraz tabletki z wyciągiem z niepokalanka mnisiego, które poleciła mi ginekolog na obniżenie poziomu prolaktyny. Nie mam obecnie żadnych niepokojących dolegliwości, co mnie bardzo cieszy. No, może poza sennością, która towarzyszy mi od kilku dni, ale chyba dopiero teraz odsypiam wcześniejsze - przedszpitalne i szpitalne noce.
Jestem w stałym kontakcie z dwiema dziewczynami, z którymi leżałam na jednej sali. Każda z nich ma swoją historię. Jak to w życiu bywa. Raz tak, raz tak. Im dłużej żyję i mam do czynienia z ludźmi, tym mniej mnie dziwi, czy szokuje. Choćby to, że facet zostawia swoją kobietę, kiedy ta wraca do domu po poronieniu.