Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 13 września 2013

1.313. Dzień jedenasty

Aż prosiłoby się, żeby dzisiaj był dzień trzynasty - tak pięknie komponują się te wszystkie trzynastki i to jeszcze w piątek.

Do wyjazdu, czyli do poniedziałkowego poranka, nigdzie się z Wyspy Sobieszewskiej nie ruszamy. Ciszy, spokoju i obcowania z naturą nam trzeba.

Nasze schnące od przedwczoraj pranie Mąż zaczął podsuszać suszarką do włosów, bo wilgoci wystarczyły zaledwie dwa dni, żeby się wcisnąć choćby przez szparę w drzwiach.

Przed południem Dyrektor Wykonawczy nakarmił świnie, a potem sami poszliśmy na obiad - wciąż w to samo miejsce, gdzie serwują chyba najlepsze obiady w całym Sobieszewie. Siedzieliśmy sobie przy stole, patrząc na ogień w kominku, zjedliśmy po rybie, a na deser fantastyczny sernik na biszkoptach.

Potem pojechaliśmy popatrzeć jak prezentuje się prawie już wyremontowany most pontonowy przez Martwą Wisłę. Gdybyśmy byli tam chwilę wcześniej, moglibyśmy zobaczyć jak otwiera się jedno jego przęsło, kiedy jakiś statek musi tamtędy przepłynąć. Zajrzeliśmy też do kościoła i znaleźliśmy tam cytat, który był tam także w ubiegłym roku, ale nic nie stracił na swojej aktualności.




Zajęliśmy się dzisiaj zwiedzaniem wschodniej części Wyspy Sobieszewskiej, zaczynając od Śluzy w Przegalinie - zarówno nowej, jak i starej. Widzieliśmy też pogłębiarki.




Z Przegaliny podjechaliśmy do Świbna, żeby przeprawić się promem do Mikoszewa. Nie zabawiliśmy długo na drugim brzegu Wisły, bo obiecaliśmy sobie powrót w tamto miejsce za rok i poświęcenie mu całego dnia. Znajduje się tam bowiem druga część rezerwatu Ptasi Raj. 

Na promie, na oczach Męża byłam podrywana przez jednego z panów obsługujących, który (sądząc po oddechu) był mocno pod wpływem alkoholu. Koniecznie chciał mieć ze mną zdjęcie, tyle tylko, że chyba zapomniał, iż aparat należy do mnie, więc tak naprawdę to ja je mam.




Kolejnym przystankiem była Forsterówka w Orlu, której zwiedzić nie zdołaliśmy, gdyż od ponad dwudziestu lat (tak nam powiedział pan pracujący na terenie dawnych koszarów i szpitala polowego) jest zamknięta na cztery spusty i odgrodzona siatką, a Franciszkanie - choć ją kupili - wcale w niej nie urzędują. Od tamtego pana dowiedzieliśmy się także, że przy ulicy Promienistej znajdują się cztery identyczne od frontu domy, w których mieszkała służba zajmująca się dworkiem Forstera.

Ten sam bardzo miły człowiek polecił nam książkę Waldemara Nocnego, w której autor dogłębnie zajął się historią Wyspy Sobieszewskiej. Dla zainteresowanych linkuję dwa fragmenty o dziejach tego miejsca - część pierwsza oraz część druga.

Znalazł się też czas na spacer przez las (po drodze przeszkodziliśmy pewnej parze w seksualnych igraszkach uskutecznianych w zaparkowanym i zaparowanym samochodzie) nad morze i całkiem pustą plażę. Potem wróciliśmy do Sobieszewa, żeby zobaczyć budynek Ochotniczej Straży Pożarnej.