Ostatni dzień naszego pobytu w Sobieszewie powitał nas słońcem od razu po otwarciu drzwi od pokoju. Przechadzka nad brzegiem Martwej Wisły, msza w Sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej, obiad w ulubionym barze (gdzie dopiero dzisiaj zauważyłam wiszący zegar z ptakami), później spacer przez Ptasi Raj nad morze, Mąż zapatrzony w jego fale, ostatnie zdjęcie plaży, a potem kawa i serniczek na tarasie.
Sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej w Sobieszewie, odbudowane po pożarze, który miał miejsce 22 lutego 1986 roku - klik.
Wnętrze kościoła - proste, jasne, przestronne.
Uwielbiam witraże, a ten jest naprawdę imponujący.
Wnętrze kaplicy Miłosierdzia Bożego.
Zabytkowe ewangelickie stele w pobliżu sanktuarium - klik.
A teraz czas już pakować walizki. Bez stresu, bo wystarczy włożyć do nich to, co mamy w szafie i na półkach. Na podsumowania przyjdzie pora po powrocie do domu. Jedno wiem na pewno - za rok wracamy tu razem z Mężem. No chyba, że pojedziemy w góry...