Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 20 września 2013

1.321. O Mężu

Wtorek i środa były dwoma dniami przeznaczonymi na rozruch Męża przed wczorajszym pierwszym dniem po urlopie w pracy. Pranie (dobrze, że nasza pani pozwoliła nam skorzystać z pralki, więc było mniej), zakupy spożywcze (bo lodówka świeciła pustkami) i obuwnicze (szkoda było zmarnować dwa kupony po 20 % zniżki na trekkingowe buty dla mnie i Dyrektora Wykonawczego) i nasze kłótnie związane ze stresem. Skończyła się prywatność, zaczęła się kontrola tego co, jak, gdzie, kiedy, po co i dlaczego robimy. Plus lęk przed terapią Głosu Rozsądku.

Poszedł na tę ostatnią Mąż dwa dni temu. Do nowej terapeutki, która jednakże zasugerowała mu powrót do jego "ulubionego" Suchmielca, bo z tamtą zaczął, od tamtej dwa razy uciekł, więc z tamtą dobrze byłoby się zmierzyć po raz trzeci - i miejmy nadzieję ostatni. Przy okazji wyszło szydło z worka. Dopiero teraz Dyrektor Wykonawczy przyznał się, że wtedy Suchmielec wcale nie powiedziała mu, że ma sobie iść wcielając zdobytą wiedzę w życie. Okazało się, że jej słowa były zgoła inne - ma wrócić jak będzie gotowy do pracy na terapii.

Bo do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Bo stanięcie w prawdzie przed potworem, jaki siedzi w środku samego siebie wcale nie jest miłe, łatwe i przyjemne. Bo prawda bywa ciężka do przełknięcia. Bo trudno się do niej przyznać.

Wygląda na to, że Mąż dojrzał do tego wszystkiego. Mało tego, spotkał Suchmielca na korytarzu i od razu umówił się z nią na spotkanie w przyszłym tygodniu. A terapeutce, która zasugerowała powrót do poprzedniczki opowiedział szczerze, dogłębnie i długo z czym mam problem. Do tego stopnia, że musiała mu przerwać, gdyż czas przeznaczony na sesję minął.

Jestem dumna z Dyrektora Wykonawczego. Bo widzę, że chce o siebie zawalczyć. Bo mu zależy na tym, by czuć się lepiej. Bez wdawania się w szczegóły, o których mi opowiedział, a które przemilczę (jak będzie chciał, sam o tym napisze u siebie na blogu) czuję, że Mąż jest na dobrej drodze do poprawy jakości swojego życia. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi.

A to, że wróci do Suchmielca przewidziałam zanim poszedł na tamto spotkanie. Etyka zawodowa jest niepodważalna i świadczy jedynie o profesjonalizmie pracujących w ośrodku terapeutów. Mam pełne zaufanie do tamtego miejsca i ludzi.

Lęk Dyrektora Wykonawczego przed Suchmielcem polega na tym, że ona go rozpracowała, rozgryzła i rozłożyła na czynniki pierwsze. A on uciekł, bo się wystraszył tego, co zobaczył. Do trzech razy sztuka. Da radę. Czuję to. I trzymam mocno kciuki, wspierając go z całych sił.