Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 13 listopada 2013

1.386. Jak motyl

Jakiś czas temu obejrzeliśmy z Mężem film Motyl i skafander. Niedawno wybraliśmy się do kina na Chce się żyć. Mieliśmy nadzieję na ciszę i kameralność, ale szyki pokrzyżowało nam grono kilku zaprzyjaźnionych pań w wieku mniej więcej emerytalnym, które chyba przypadkiem postanowiły kupić bilety na tę samą godzinę projekcji.

Tak sobie naiwnie myślę, że im człowiek starszy, tym więcej przeżył, tym bardziej powinien być doświadczony i mądrzejszy. W końcu z niejednego pieca chleb jadł, przyszło mu się bowiem zmierzyć z Polską powojenną, siermiężnym komunizmem i obecną demokracją.

Nic bardziej błędnego. Owe wspomniane panie najwyraźniej nie były przygotowane na zbyt drastyczne, traumatyczne i realistyczne sceny pokazane w filmie. "Boże, po co ja tu przyszłam?" - zaczęła jedna. "Niech to się wreszcie skończy" - dodała druga. "Ja nie mogę na to patrzeć" - padło stwierdzenie trzeciej.

Zastanawiam się do dzisiaj czy tamte, bardzo już dojrzałe w latach kobiety, przez całe swoje życie nigdy i nigdzie nie widziały osoby niepełnosprawnej? Bo na kosmitki, które dopiero co wylądowały na ziemi raczej nie wyglądały...

Zaraz, zaraz. Kogoś mi jednak przypomniały. Tak, już mam. Trzy małpki. Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Dokładnie tak.

Poczytałam tu i ówdzie recenzje "Chce się żyć". Przyznam, że nie rozumiem niektórych ludzi. Szczególnie tych, którzy poszli do kina chyba tylko po to, by poprawić sobie humor, porównując własne życie z tym, jakie jest udziałem osób niepełnosprawnych.

Czy oni też nigdy nie mieli styczności z człowiekiem na wózku? Czy nie widzieli nikogo z zespołem Downa? Czy dopiero tamten film pokazał im rzeczywistość, w jakiej żyją, ale której zdają się nie zauważać?

Po co te łzy? Po co ta litość? Po co to współczucie? Czy naprawdę właśnie tego potrzebują niepełnosprawni?

Dla mnie przesłanie, jakie niesie ze sobą historia Mateusza jest proste - jak tytuł filmu. Pani Anna Nehrebecka powiedziała to, pod czym sama się podpisuję - klik.