Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 14 listopada 2013

1.387. Jak słuchasz?

"Bo wiesz, żona, w państwie demokratycznym, jakim jest małżeństwo, jak jedno mówi, to drugie słucha" - tymi słowami jakiś czas temu rozpoczął Mąż swój wieczorny monolog. A to rzadkość wielka, gdyż Dyrektor Wykonawczy woli obrać pozycję obserwatora i słuchacza, a nie uczestnika i mówcy.

Nic to. Kolejna rzecz, w której się różnimy. I dobrze. Nawet bardzo dobrze, bo gdybym miała być z wierną kopią samej siebie, nie dałabym rady. Głos Rozsądku też raczej nie wytrzymałby długo z własnym klonem.

Jeśli macie chwilę czasu, możecie zrobić sobie krótki test - W jakim stylu słuchasz? Moje i Męża wyniki były oczywiście inne.

Kto mnie bliżej (czyli osobiście) zna, ten wie, że zanim się wypowiem w jakiejś problematycznej kwestii, zadaję pytania. Czasem nawet całą masę bardzo dociekliwych (i najprawdopodobniej niewygodnych, bo zmuszających do myślenia) pytań. Bynajmniej nie ze wścibstwa, czy jakiejś chorej ciekawości, lecz z chęci zrozumienia i poznania w czym rzecz. Bo wszak "diabeł tkwi w szczegółach" - jak mawia przysłowie.

Z kolei ja im dłużej siebie znam, im więcej się o sobie dowiaduję, tym bardziej jestem przekonana, że należę do typu zadaniowców. I tu chyba zbliżam się do męskiego podejścia do problemów - stąd też chyba wynika mój lepszy kontakt z płcią brzydką. Niekiedy męczy mnie bowiem słuchanie czyjegoś gadania w kółko o tym samym, bez podejmowania przez tego człowieka jakichkolwiek prób zmiany sytuacji w jakiej tkwi, a tak niestety ma w zwyczaju wiele kobiet.

Dlatego właśnie z pewnymi osobami już się nie spotykam i nie szukam kontaktu, ale też nie uciekam na drugą stronę ulicy, czy nie odwracam ostentacyjnie głowy jak kogoś takiego przypadkiem spotkam. Nasze drogi się rozeszły i nie ma w tym nic dziwnego. Każdy poszedł w swoją stronę. Taka kolej rzeczy. Nikt nie jest nam dany na zawsze. Wszystko do czasu.

Często zdarza się też tak, że to inni obrażają się na mnie. Pogodziłam się z tym faktem. Nic na siłę. Dla mnie relacja pozbawiona prawdy i szczerości nie jest nic warta. Szkoda mi na nią chęci, energii i emocji.

Nieraz sobie myślę, że powinnam mieć taką tabliczkę z napisem: "Znajomość ze mną grozi szczerością. Zawierasz ją na własne ryzyko".