Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 27 listopada 2013

1.404. O prezentach

Moje (ale pewnie i Wasze również) skrzynki mailowe zaczynają się zapełniać ofertami mikołajkowo-świątecznymi. Tu promocja, tam rabat, gdzie indziej wysyłka gratis. Byle kupić. Byle zamówić. Byle szybko.

Manipulowanie ludźmi. Gra na emocjach. Kreowanie atmosfery obdarowywania się prezentami. Jakby to było najważniejsze. Jakby o to chodziło.

Ostatnio Mąż opowiedział mi o rozmowie jaką usłyszał w jednym z supermarketów. Jedna pani żaliła się drugiej, że już za chwilę znowu ten grudzień, znowu ten Mikołaj, znowu to Boże Narodzenie, a ona nie ma ani pomysłu, ani ochoty na wymyślanie co komu kupić, a przecież MUSI to wszystko załatwić. I jeszcze ta dziura w portfelu, z jaką potem zostanie.

Mnie najbardziej zatrzymało właśnie słowo "musi". Czy aby na pewno tak jest? Czy ktoś jej każe? Czy ktoś ją do tego zmusza? Czy ktoś wywiera na niej presję?

Pamiętam reakcję Dyrektora Wykonawczego na pewnego pana wychodzącego z kwiaciarni z ogromnym bukietem kwiatów, z którym wsiadł do luksusowego auta zaparkowanego tuż przed wejściem. I westchnienie oraz żal w głosie Męża: "żona, nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał móc dawać ci takie bukiety".

Zanim poznałam Głos Rozsądku spotykałam się z różnymi mężczyznami. Dostawałam od nich naręcza drogich kwiatów, markową biżuterię, zagraniczne wycieczki i wiele innych rzeczy. Jak widać żaden z tamtych panów nie jest teraz ze mną. Problem pojawiał się w momencie, w którym widziałam, że mamy odmienne priorytety życiowe i system wartości. Czyli dość szybko.

Mogłabym w tamtych czasach z łatwością się "sprzedać", bo wtedy naprawdę byłam superlaską. Nie chciałam jednak pełnić roli ozdoby, podobnie jak nie chciałam przyjmować tamtych rzeczy, gdyż czułam się osaczana i "kupowana".

Wracając do prezentów w ogóle... Czas, rozmowa, przytulenie, wspólnie wypita kawa po obiedzie, czy razem zjedzone śniadanie - to są upominki, jakie mnie cieszą. W sensie materialnym nie kosztują nic, ale wymagają obustronnej chęci bycia blisko.

Może nieraz łatwiej jest iść i kupić coś, co na pewno zrobi wrażenie. Bo wtedy problem z głowy i po kłopocie. A może trudniej jest wziąć tę drugą osobę za rękę, spojrzeć jej w oczy i powiedzieć: "moja miłość jest jedynym prezentem, jakim chcę cię obdarowywać każdego dnia".