Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

1.442. KUPOwanie kurtki

Na wstępie od razu uprzedzam co wrażliwsze osoby, aby jak coś teraz jedzą albo piją, przestały natychmiast (dla ich własnego dobra), gdyż główną bohaterką notki będzie kupa. Psia kupa gwoli ścisłości.

Zupełnie nie mając już jakiejkolwiek nadziei na to, że jeszcze w tym roku stanę się posiadaczką nowej kurtki, tak od niechcenia weszliśmy wczoraj z Mężem do galerii handlowej, bo i tak mieliśmy kupić pastę do zębów poleconą przez mojego "proszę pacjentki" dentystę, a że prawie tuż obok drogerii jest Pepco, no to zajrzeliśmy do środka.

Jakiś czas temu kupiłam tam Dyrektorowi Wykonawczemu T-shirt z fajnym napisem: 'Too crazy for being lazy'. Sama mierzyłam kiedyś dwie kurtki i sukienkę, ale wszystko za ciasne i za krótkie jak na moje 182 centymetry.

Popatrzyłam na wieszaki i odruchowo wzięłam jedną kurtkę do przymierzalni. Mąż szedł za mną. Nie zasuwałam kotary, bo i tak było mi już gorąco, ale wchodząc do środka, poczułam smród kupy. Stwierdziłam, że widocznie za drzwiami dla personelu, które znajdują się tuż obok, musi być toaleta dla pracowników.

- Czujesz jak śmierdzi? - spytałam Dyrektora Wykonawczego.
- Nie - odparł on.

Potem zajęłam się mierzeniem, oglądaniem, zapominając o swoim węchu i w końcu wyszłam ze sklepu z nową kurtką w ręce. Co prawda kolor ma nie taki, jak chciałam, ale poza tym pasuje mi w 100 %, więc nie będę się upierać jak oślica, że ma być czerwona.

Wjechaliśmy schodami ruchomymi tam, gdzie dają jeść. Dzień wcześniej w skrzynce na listy znaleźliśmy zniżkowe kupony do pewnej sieciówki z bardzo niezdrowym jedzeniem. Jak tylko Mąż zobaczył, że pośród nich są lody z polewą, nie odpuścił, wciągając jeszcze moje gardło w ten proceder, ale zanim je kupił i przyniósł, oboje poszliśmy do toalety. Oczywiście każde oddzielnie.

Siedzę przy stoliku i czekam. Nie ma go i nie ma. A mówią, że kobietom więcej czasu to zajmuje. U nas jest odwrotnie, ale my dziwni jesteśmy, więc to normalne. W końcu wrócił i poszedł po lody. Kolejka długa, zatem trochę go nie było. Usiadł, jemy lody, a ja drążę temat, bo po minie Głosu Rozsądku widzę, że coś jest nie tak.

- Co tak długo robiłeś w toalecie?
- Potem ci powiem.
- Dlaczego?
- Nie przy jedzeniu.
- Coś się stało?
- Potem ci powiem.
- Powiedz teraz. Coś zgubiłeś?
- Poza honorem to nic.
- Nie rozumiem.
- Nie powiem ci, bo mi zrobisz zjebkę.
- Nie zrobię. No mów!
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Wszedłem w kupę.
- W swoją?
- Nie, w psią.
- W toalecie?
- Nie, w drodze do galerii.
- No i co? W końcu dość często wchodzisz w kupę. Nic nowego.
- Siedzę w toalecie, usiłuję wyczyścić tego buta, a z kabiny obok słyszę głos: "co tu tak wali?"

Dostałam takiego ataku głupawki, że nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Rechotałam jak szalona, za nic mając to, że być może ktoś mi się dziwnie przygląda. Dotarło bowiem do mnie, że ten smród, który poczułam mierząc kurtkę, pochodził z buta Męża.

- Czemu się nie przyznałeś w Pepco, że to ty?
- Tak, zaraz byś gadała, że ty mierzysz kurtkę, a ja znowu generuję problemy.
- To lepiej w śmierdzącym bucie chodzić?
- No przecież w końcu poszedłem go wyczyścić, ale ja nie wiem co ten pies jadł, bo tak waliło, że szok.
- Widzisz - wszedłeś w kupę i może mi szczęście przyniosłeś z tą kurtką?

No i tak właśnie Karioka z Mężem kurtkę KUPOwali...