Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

1.443. Smak kawy

W przeddzień Wigilii odebrałam telefon od pewnej fajnej babki ze stolicy, którą razem z Mężem mieliśmy okazję poznać osobiście we wrześniu, podczas naszej półtoragodzinnej przerwy w podróży znad morza do domu.

"Jestem w EMPiK-u i chcę ci zrobić niespodziankę" - usłyszałam po drugiej stronie. Już na samo hasło "niespodzianka" trochę się najeżyłam, gdyż jakoś niekoniecznie czyjeś gusta wpisują się w moje i potem, kiedy pada pytanie: "jak ci się podoba?" mam dwa wyjścia - albo skłamać, albo powiedzieć szczerze. A że nie chcę robić tego pierwszego, mówię prawdę, a ona przeważnie komuś nie pasuje i jest obraza majestatu. Wiem, bo zdarzyło mi się tego doświadczyć w stopniu drastycznym (nawet kilkakrotnie w ciągu ostatniego roku). Nastąpiło bowiem zerwanie wszelkich kontaktów przez tamte osoby i wykreślenie mnie z ich życia. Cóż - nikt nie mówił, że bycie uczciwym i prawdomównym popłaca, ale jakoś nie zamierzam się zmieniać, bo musiałabym stać się nałogową kłamczuchą.

Wróćmy jednak do tamtego telefonu... "Spodoba ci się!" - ten tekst jeszcze bardziej mnie nastroszył, ale że rozmówczyni była świadoma z kim ma do czynienia i jak się może skończyć moja szczerość, nie poddawała się - nawet gdy użyłam argumentu ostatecznego, czyli: "ale wiesz, że jestem minimalistką i żadnych prezentów nie przyjmuję". W końcu przekonały mnie słowa: "ale ja mam taką potrzebę, a poza tym to jest niespodzianka świąteczno-urodzinowa".

Od tamtej pory w duchu myślałam sobie tylko: "oby to nie była książka Pawlikowskiej albo kalendarz z jej sentencjami", gdyż wyżej wymieniona autorka w pewnym momencie przestała być dla mnie wiarygodna - z wielu powodów, o których być może jeszcze kiedyś napiszę.

Wracając kilka chwil temu do domu razem z Mężem, po którego poszłam do kina, otwieram skrzynkę na listy, a tam ogromna biała bąbelkowa koperta z zawartością. Po charakterystycznym wihajstrze poznałam, że w środku musi być kalendarz. Nie myliłam się wcale.

Wygląda na to, że nadchodzący rok upłynie nam pod znakiem kawy. W różnych postaciach i odsłonach. Zdjęcia wyglądają tak smakowicie, że już się boję jak razem z Dyrektorem Wykonawczym zniesiemy ich widok przez dwanaście najbliższych miesięcy. 

Ale co do jednego moja rozmówczyni miała rację - kalendarz bardzo mi się spodobał. I jak zwykle piszę to szczerze. Bo kto mnie zna, ten wie jakim sentymentem darzę kawę i jej smak...