Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 24 stycznia 2014

1.478. Opatrywanie ran

Będąc w podstawówce tak niefortunnie uderzyłam prawym kciukiem o kant ławki, że wylądowałam u chirurga. Dość kiepskiego, jak się potem okazało, bo zamiast złamać i nastawić, unieruchomił mi palec w szynie. Skutków tamtej decyzji doświadczam do dzisiaj - kciuk się nie zgina i zginać nie będzie. Delikatnie utrudnia mi to życie, ale od czego ma się lewą rękę - ona wykonuje to, czego nie może prawa. Poza tym, przez tyle lat zdążyłam się już przyzwyczaić i na co dzień nawet o tym nie myślę. Przypomniałam sobie teraz, bo zdarzenie z kciukiem wplata mi się metaforycznie w treść tej notki.

Nasza psychika jest ciągle wystawiana na próbę. Jedno zranienie, drugie, trzecie, dziesiąte, setne... Ranię ja, ranisz ty, rani on, rani ona, ranią oni. Wszyscy się ranimy. Każde odrzucenie, każde upokorzenie, każda niesprawiedliwość sprawiają ból i cierpienie. I tak sobie z tymi zranieniami chodzimy. Rok, dwa, pięć, dwadzieścia, nieraz całe życie. Nie wywołujemy wilka z lasu, milczymy jak grób, staramy się o nich nie myśleć, robimy wszystko, by zapomnieć. Z przyzwoleniem innych, którzy nam radzą: nie rozpamiętuj, zajmij się czymś, weź się w garść, to nic takiego, nie wracaj do przeszłości itp., itd.

Wybór jak zawsze należy do nas. Wyjścia są bowiem dwa - albo zostawić, jak jest i dać sobie usztywnić swoje własne emocje niczym kiedyś pan doktor potraktował mój prawy kciuk albo dać się złamać i nastawić. Skutki pierwszego łatwo przewidzieć - będzie jeszcze gorzej niż było wcześniej. 

Wybór drugiej opcji pociąga za sobą emocjonalne rozpadnięcie się na milion kawałków i rozgrzebanie ran, które jako tako się zabliźniły, ale wciąż bolą przy najmniejszym dotyku. W tym przypadku trzeba liczyć się z wejściem w tak zwane "cztery kręgi" - lęk, cierpienie, gniew i smutek. Niekoniecznie w takiej kolejności, ale z pewnością po wiele razy do każdego. Cel jest jeden - dokładne oczyszczenie rany, bo tylko wtedy będzie można ją opatrzyć bez ryzyka niezagojenia.

Na "grzebanie" we własnej psychice (w przeciwieństwie do ciała) nigdy nie jest za późno. Nieważne ile masz lat.





Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany pogłębieniem wiedzy na temat "czterech kręgów", gorąco polecam słowa Jerzego Mellibrudy w tekście O poczuciu krzywdy osobistej, który jest zarazem fragmentem książki wyżej wymienionego autora.