Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 24 stycznia 2014

1.479. Desperacja

W końcu zrobiłam dziś coś, co "wisiało" nade mną od długiego czasu - przejrzałam albumy ze zdjęciami aż od czasów swojej młodości. Z ośmiu zrobiło się pięć i mniej raczej nie będzie. Wyrzuciłam fotki, których nie chciałam już mieć. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o byłych facetów. Jakoś tak niestosownie się czułam z ich podobiznami wciąż patrzącymi na mnie. Co prawda nie mam przed Mężem żadnych tajemnic także w damsko-męskiej kwestii, a Dyrektor Wykonawczy nie należy do panów zazdrosnych o przeszłość, lecz mimo to podjęłam taką, a nie inną decyzję. I nie żałuję, bo do wszystkiego trzeba dojrzeć w odpowiednim czasie.

Moja desperacja w szukaniu pracy sięga już zenitu. Wczoraj wysłałam ofertę do klubu go-go. Na tancerkę erotyczną raczej się nie nadaję, na kierowniczkę nocnej zmiany również nie, na rekruterkę skąpo odzianych pań tym bardziej, ale szukali też pracownika biurowego, więc złożyłam aplikację - licząc się co prawda z tym, że może to jakiś wątpliwej jakości chwyt marketingowy i okaże się, że ładna nazwa stanowi przykrywkę do czegoś mniej fajnego. Coś jak z telemarketerami ubranymi w najwymyślniejsze slogany.

Ostatnio znalazłam ogłoszenie, w którym potrzebna była para do pracy na fermie kurzej. Napaliłam się, bo opcja z zakwaterowaniem. Czar prysł kiedy Mąż uświadomił mnie w kwestii wymagań zawartych w anonsie - palenie w piecu, praca z użyciem myjki ciśnieniowej no i to, w czym Głos Rozsądku jest świetny, czyli wchodzenie w kupę. Tym razem w całkiem pokaźną i całkowicie bezkarnie. Tyle że z widłami i taczką. Dyrektor Wykonawczy wybił mi z głowy mój genialny pomysł na upieczenie dwóch pieczeni przy jednym ogniu, polegający na jednoczesnym znalezieniu pracy i wyprowadzce od rodziców.

Wypatrzyłam też coś ciekawego dla Drugiej Połówki. Co prawda w Jaśle, ale oferowali bardzo dobre wynagrodzenie i rodzinne mieszkanie, więc moglibyśmy się śmiało tam przenieść. Blisko mielibyśmy w góry, lecz los i tym razem obszedł się z nami okrutnie. Mąż wykonuje dość specyficzny zawód, więc pierwszy człon stanowiska niby ten sam, ale specjalizacja do niego przypisana już niekoniecznie. Wymagane było kilkuletnie doświadczenie, a przyuczenie nie wchodziło w grę.

I znowu jesteśmy w jednej wielkiej czarnej d..... Grunt, że poczucie humoru i nadzieja mnie nie opuszczają.

Nic to - jutro jest nowy dzień. Zobaczymy co nam przyniesie.