Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 30 stycznia 2014

1.487. Łańcuszek

Uczepiłam się dobra jak rzep psiego ogona. No może faktycznie nie jest to zbyt udane porównanie, ale niech zostanie, nie będę poprawiać. Ale jak tu nie wierzyć, kiedy wszystko, co mnie spotyka od tygodnia, zakrawa na jakiś spiskowy ciąg przyczynowo-skutkowy. Sprawdziłam chronologicznie, żeby mieć pewność. 

ŚRODA
Kropla przepełnia czarę, czyli kolejna akcja ojca. Nie mogę się ani umyć, ani skorzystać z toalety. Nie wytrzymam tego dłużej. Dyrektor Wykonawczy też nie. Kilka godzin później Mąż znajduje pierwsze ogłoszenie mieszkania do wynajęcia i umówia nas na spotkanie w sobotę. Tego samego dnia przejmuję pałeczkę poszukiwawczą. Nie wypuszczam jej z rąk do czasu znalezienia naszego miejsca.

CZWARTEK
Idę na kilkugodzinne szkolenie dla wolontariuszy. Wreszcie decyduję, że chcę coś robić dla innych. Świat jest mały - spotykam tam ludzi, których znam z opowiadań, a którzy nie mają pojęcia kim jestem. Nie ujawniam się dla ich dobra i bezpieczeństwa. Kolejne moje telefony do wynajmujących owocują umówieniem się na obejrzenie tego, które w sobotę ochrzciłam "syfem i malarią".

PIĄTEK
Zdjęte ogłoszenie mieszkania, które dzień później mieliśmy oglądać. Nie poddaję się i dzwonię w inne miejsca.

SOBOTA
Oglądamy "syf i malarię". Porażka! Szukam dalej. Wieczorem obdzwaniam kilkanaście osób. Udaje mi się umówić na niedzielne oglądanie mieszkania, do którego jutro się przeprowadzamy.

NIEDZIELA
Zobaczyliśmy, my spodobaliśmy się pani, a ona nam. Plus mieszkanie - to jest to! Idziemy na mszę i słuchając kazania, utwierdzamy się w słuszności podjętej przez nas decyzji. Pożyczamy pieniądze na kaucję. Wieczorem sprawdzamy dostępność usług internetowych pod tamtym adresem. Dzwonię na infolinię i umawiamy się na instalację na piątkowe przedpołudnie. Dostajemy ofertę wyższej prędkości za niższą cenę niż dotychczas.

PONIEDZIAŁEK
Rano jadę na pobranie krwi. W poczekalni rozmawiam z panią, która też ma Hashimoto i niedoczynność tarczycy. Dyrektor Wykonawczy w tym czasie wstawia pranie, które rozwieszam tuż po powrocie. Potem idziemy podpisać umowę najmu i dostajemy klucze. W cudownej atmosferze i w miłym miejscu, z normalnymi ludźmi. Informuję matkę o wyprowadzce. Głos Rozsądku ma zgodę szefa na czwartkowy oraz piątkowy urlop i wykorzystanie służbowego samochodu z kolegą kierowcą do pomocy przy noszeniu naszych rzeczy. Dostaję pierwsze maile z życzeniami wszystkiego najlepszego.

WTOREK
Skoro świt udaję się na kontrolną wizytę do endokrynologa. Wchodzę jako trzecia, więc prawie z marszu. Lekarz zgadza się na zwiększenie dawki przyjmowanego przeze mnie hormonu. Potem siadam w kolejce do gabinetu doktora Tomasza. Jestem czwarta. Ucinamy sobie pogawędkę z miłym starszym panem, który na pożegnanie całuje mnie w rękę. Podobnie jak mąż właścicielki mieszkania dzień wcześniej. Od kilku dni kręgosłup odmawia mi posłuszeństwa. Dostaję leki - te co zawsze. Plus inhalatory, które są na ukończeniu. Zziębnięta, głodna i spragniona idę na przystanek. Bezpośredni autobus, którym mogę dojechać do rodziców, kursuje co półtorej godziny. Patrzę na rozkład. Odjazd za cztery minuty. Dyrektor Wykonawczy w tym samym czasie jest w wynajętym mieszkaniu. Umówił się z mężem właścicielki na spisanie stanu liczników. Potem jedzie do pracy. Prosi szefa o wypłacenie pensji już następnego dnia. Otrzymuję kolejne maile ze słowami wsparcia i radości.

ŚRODA
Sama po raz pierwszy jadę do wynajętego mieszkania, żeby zrobić porządek z rzeczami, które oddamy właścicielce, gdyż nie będą nam potrzebne. W drodze na kolejne szkolenie dla wolontariuszy widzę upadającą na ulicy kobietę. Ludzie przechodzący obok niej nie reagują. Pomagam jej wstać i kilkakrotnie upewniam się, że nic poważnego się jej nie stało. Na szkoleniu spotykam znajomego z dawnej pracy. Poznaję też starszą o trzy lata kobietę, z którą rozmawiam na przerwie (jest w szoku, że moim marzeniem jest bycie wolontariuszem w hospicjum), a która po warsztatach proponuje mi podwiezienie pod sam dom. Przyjmuję jej propozycję z wdzięcznością, bo na dworze ciemno i ziąb straszliwy, a do rodziców z pół godziny marszu. Ona jest w trakcie rozwodu, potrzebuje pomocy fachowca. Daję jej numer do ośrodka, do którego chodziłam. Wymieniamy się swoimi telefonami. Ona nie wie jak mi dziękować. Siedzimy pod blokiem w samochodzie i nie możemy się nagadać. Wracam i dzwonię do fajnej babki, która się o mnie martwi - chodzi o tę siekierkę tatusia. Uspokajam ją, że teraz wiem co robić. Nie jestem już tą przestraszoną Karioką sprzed dekady. Odbieram nowe maile od Aniołów. Wieczorem Mąż przynosi całą pensję.

CZWARTEK
Dyrektor Wykonawczy ma już urlop. Jedzie do mieszkania, żeby pomóc mężowi właścicielki wynieść i załadować do samochodu niepotrzebne nam rzeczy. W tym samym czasie, po raz ostatni u rodziców, włączam pralkę. Zmuszona przez matkę informuję ojca o jutrzejszej przeprowadzce. Potem jadę do mieszkania i razem staramy się zdecydować gdzie co postawić. W międzyczasie dzwoni do mnie poznana wczoraj na szkoleniu kobieta. Za kilka dni ma wizytę u terapeuty w dobrze mi znanym ośrodku. Znowu zaczyna dziękować za pomoc. W drodze do rodziców, wstępujemy do apteki odebrać zamówione przez Internet inhalatory, a potem w sklepie spożywczym dostajemy pudełka, w które zapakuję książki. Mąż odbiera list polecony od Miejskiego Rzecznika Konsumentów, który reprezentuje nas w sprawie reklamacji obu par butów w dwóch sieciówkach. Czekamy na ich decyzję.


Dobro wraca. To taki łańcuszek. Czasem wraca od razu, chociaż niekoniecznie od tego samego człowieka, któremu pomogliśmy. Niekiedy dopiero po jakimś czasie. Dobro wraca. Wystarczy chcieć zrobić coś dla kogoś. Bezinteresownie, nie kalkulując, nie zastanawiając się. Spontanicznie. Dobro wraca. Jedna chwila naszego czasu, jedno słowo, jedno zdanie, jedno spojrzenie, jeden gest, czy jeden uśmiech dla kogoś innego mogą oznaczać tak wiele. Dobro wraca.