Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 11 lutego 2014

1.502. Domowo

Z okna w kuchni mam najlepszy widok na tory i przejeżdżające po nich pociągi. Wiem - mam świra na ich punkcie. Odkąd pamiętam, zawsze je lubiłam. Teraz cieszę się jak małe dziecko słysząc ich miarowy odgłos. Mąż się śmieje, że wydrukuje mi rozkład jazdy, żebym mogła zaspokoić swoją ciekawość i wiedzieć dokąd (i skąd) który jedzie. Na razie pozostają mi domysły - po długości składu, wyglądzie wagonów i kierunku. Chociaż i tak najczęściej widuję pociągi towarowe - przeważnie z węglem, ale wczoraj przejeżdżało też strasznie dużo szkieletów wagonów załadowanych nowymi samochodami tej samej marki.

Tak bardzo przyzwyczaiłam się do ciszy panującej w tym mieszkaniu i w całym bloku, uznając ją za normę, że aż dziwnie zaniepokojona poczułam się kiedy usłyszałam czyjeś donośne głosy i kroki na klatce schodowej. Nad nami mieszka chyba jakaś starsza pani z wnuczką, która pojawia się u niej od czasu do czasu. Dwa dni pod rząd byłam świadkiem wyzwisk, których babcia wysłuchiwała od tamtej dziewczyny. Nie wiem o co chodziło, ale było mi przykro (jak zawsze w takich sytuacjach), że ludzie nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, tylko reagują agresją.

My z Mężem święci nie jesteśmy. Złościmy się na siebie i kłócimy o byle co. Ostatnio na przykład o to, że za bardzo podlałam kwiatki. Albo o wymiary prześcieradła, którego jeszcze nie kupiliśmy, gdyż po odegraniu małżeńskiej sceny w jednym ze sklepów, ostentacyjnie z niego wyszliśmy - razem z klasycznym fochem. A wszystko przez głupie wymiary - niby proste, a jednak nie, no bo jak liczyć - szerokość i długość plus zakład z gumką, czy bez?

W niedzielę Dyrektor Wykonawczy wyczyścił swoim dwóm rybkom akwarium. Narcyz znowu mu się schował pod plastikową kratką. Wypłynął spod niej dopiero dzisiaj rano. Zawsze tak się dzieje, a tym razem dokwaterowaliśmy do rybiego lokum pomarańczowo-żółtego glonojadka, którego od razu ochrzciłam Chińczykiem. Stres był więc potrójny, bo i nowy lokator poszedł w ślady Narcyza i bawił się w chowanego. Żartowaliśmy potem w dość makabryczny sposób...

- Zestresowałeś obie ryby, a na dodatek jeszcze Chińczyka, a mówiłam, żebyś zasypał kratkę żwirkiem.
- A skąd ja niby miałem wiedzieć, że Narcyz znowu tam się schowa?
- Jak to skąd? Przecież one jak cię tylko widzą, od razu uciekają.
- A do ciebie zawsze przypływają?
- Oczywiście. Ja je karmię, bo ty zapominasz i z głodu by umarły.
- Lepiej poszukaj swojego glonojadka.
- Nie widzę go. W cenie Chińczyka mielibyśmy obiad dla dwojga - flaki albo bigos. A jak on padnie, to nie pojemy - nawet na ząb dla jednej osoby nie wystarczy. Módl się, żeby przeżył.

Póki co, w akwarium stan liczebny nie uległ zmianie. Na liście obecności znajduje się Różowy, Narcyz oraz Chińczyk. Mąż rano zasypał kratkę żwirkiem, uniemożliwiając dalszą zabawę w chowanego. Flaki zjedliśmy wczoraj na obiad, dzisiaj mieliśmy bigos.