Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 12 lutego 2014

1.503. Konieczne

Szaro, buro, ponuro i mokro. Tak wygląda świat za oknem. Po raz pierwszy odkąd się tu wprowadziliśmy, nie wyszłam dziś z domu. Nie chce mi się. Poza tym, przedwczoraj bardzo przemokły mi buty i wciąż nie mogę pozbyć się uczucia chłodu w stopy. Mimo grubych skarpet i kapci, mimo zawinięcia się w koc. Siedzę w samo południe przy zapalonym świetle, bo gdyby nie ono, w pokoju panowałaby ciemność jak wieczorem.

Mąż zrobił wyjątek i poszedł po chleb i kawałek kiełbasy dla siebie. Codzienne zakupy to bowiem moja działka - tak postanowiłam, chcąc odciążyć Dyrektora Wykonawczego. Razem chodzimy do dyskontu tylko w weekend. Drobne rzeczy przynoszę sama. Mam już wydeptane swoje ścieżki i ulubione osiedlowe sklepy.

Zarówno CCC, jak i Deichmann list od rzecznika konsumentów potraktowały odmownie. Przynajmniej próbowaliśmy i zrobiliśmy co w naszej mocy, by się odwołać. Za to UPC uznało swój błąd. Teraz czekam tylko na oficjalne pismo od nich, że nie jestem im nic winna jako abonent zameldowany u rodziców. Odesłaliśmy im stary modem. Znowu zrobiliśmy coś razem po raz pierwszy - paczkomat InPost przestał być dla nas tajemnicą, a nadanie przesyłki zajęło nam 42 sekundy - przynajmniej tak napisano na potwierdzeniu.

Skontaktował się ze mną pracownik socjalny opiekujący się moją przyszłą podopieczną, która wybiera się do szpitala, więc muszę spokojnie poczekać aż z niego wróci i dopiero wtedy będę mogła ją poznać. Spośród ofert kilku osób intuicyjnie wybrałam pierwszą zaproponowaną przez koordynatora, gdyż owa pani mieszka najbliżej naszego lokum i dzieli mnie od niej zaledwie kilkuminutowy spacer.

Trzymam też rękę na pulsie jeśli chodzi o wolontariat medyczny w hospicjum. Ci, którzy mogą mieć jakieś informacje w tej kwestii, wiedzą o mojej chęci uczestnictwa w specjalnym kursie, który jeszcze nie został zorganizowany. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to proste i może potrwać nawet kilka miesięcy. Poczekam.

Poza tym, bardzo możliwe, że po drodze pojawią się jakieś inne szkolenia dla wolontariuszy oraz różne projekty, w których będę mogła partycypować. Wiem, że na razie takie działania nie przyniosą mi żadnych pieniędzy, ale niewykluczone, że ktoś przez kogoś komuś mnie potem poleci i może tym sposobem będę w stanie cokolwiek zarobić. Nic nie tracę, bo czasu mam aż nadto. Wykorzystuję go więc tak, jak potrafię - z jednej strony szukając płatnej pracy, z drugiej zaś angażując się w wolontariat, dzięki któremu wyjdę do ludzi i spełnię się w całkiem nowej dla siebie roli, o której marzę.

Dziewięć lat temu Mąż pomagał mi przy przeniesieniu mojego genogramu ze zwykłego rysunku na papierze do profesjonalnego wydruku w jednym z programów graficznych, o którym nie mam bladego pojęcia. Teraz sam wykorzysta tamten rysunek, aby przedstawić swoją rodzinę i panujące w niej zależności. Robiąc wtedy coś dla mnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że sam obecnie będzie z tego czerpał dla siebie.

Odpoczywam psychicznie, pozbywając się stresu współuzależnienia, odnajdując siebie w sobie - dla siebie i dla Dyrektora Wykonawczego. Wciąż jednakże nasłuchuję - tego przyzwyczajenia trudno jest mi się pozbyć. Każdy inny i nieznany dźwięk budzi jeszcze mój niepokój i lęk. Mam nadzieję, że kiedyś mi to minie.