Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 20 lutego 2014

1.515. Inny świat

Nie wiem czy lepszy. Nie wiem czy gorszy. Nie wiem co byłoby lepsze, czy gorsze. Nie znam sytuacji tamtych dzieciaków, a nawet gdybym ją znała, nie mogłabym o niej napisać. Dla ich dobra.

Nie mnie oceniać i ferować wyroki. Nie wiem jak to jest urodzić dziecko. Nie wiem jak to jest kiedy się je wychowuje. Nie wiem czy byłabym dobrą matką. Nie wiem czy dałabym radę jako rodzic.

Dom rodzinny czy ośrodek wychowawczy? Więzy krwi czy siostry zakonne? Zaniedbanie, przemoc, głód czy opieka, spokój i regularne posiłki? Dwa różne światy.

Poznałam ich sześcioro. Trzy dziewczynki i trzech chłopców. W wieku od dwunastu do czternastu lat. Z każdym spędziłam zaledwie kilkanaście minut. Niby krótko, ale wciąż mam przed oczami ich twarze.

Wycofane, zalęknione, nieśmiałe, zakłopotane. Niektóre chętne do rozmowy, nad innymi musiałam trochę popracować, żeby się otworzyły. Trochę nauki przeplatanej z zabawą i budowaniem zaufania, bo przecież byłam dla nich obcą i nową osobą.

Problemy z pisaniem, czytaniem, mówieniem, przyswajaniem wiedzy, zapamiętywaniem, kojarzeniem, myśleniem. Tyle zauważyłam i wychwyciłam. W końcu jestem z zawodu dyplomowaną nauczycielką.

Był tam też chłopiec, który nie odrabiał ze mną lekcji, ale wciąż szukał pretekstu, by wejść do pokoju, w którym siedziałam z innymi dziećmi. Wręcz łaknął zainteresowania i uwagi. Grzeczny, uśmiechnięty, kontaktowy. I miał na imię identycznie jak Mąż.

Od samego początku jak tylko myślałam o wolontariacie i zastanawiałam się nad tym komu chciałabym pomagać, dzieci zajmowały ostatnie miejsce. Największym moim lękiem i obawą jest bowiem emocjonalne zaangażowanie się w ich problemy i zbyt silne związanie się z nimi, a tego mi nie wolno. Dla dobra obu stron. Mówiłam o tym uczciwie i otwarcie koordynatorowi podczas rozmowy.

Głos Rozsądku zawsze twierdził, że idealnie dogaduję się z dziećmi i że to właśnie z nimi powinnam pracować. Nie wiem czy ma rację. Na razie daję sobie czas. Dobrą stroną wolontariatu jest to, że decyzję o podpisaniu porozumienia podejmuje się dopiero po trzecim spotkaniu z podopiecznymi. Przede mną jeszcze dwa.