Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 21 lutego 2014

1.517. Brudasy

Są ponoć tacy, którzy chodzą i zaglądają do śmietników gwiazd, gdyż po wyrzucanych przez nich rzeczach, można sporo ciekawego dowiedzieć o ich właścicielach. Ze swojej strony dodałabym jeszcze coś od siebie - to, co pozostawiają po sobie lokatorzy w wynajmowanych mieszkaniach, też pokazuje nie zawsze piękny obraz kim oni są.

Cztery lata temu wynajęliśmy z Mężem nasze pierwsze małżeńskie lokum. Kuchenne szafki pełne były pustych butelek po piwie oraz słoików. Przed nami najemcami byli bowiem studenci. Chyba w nagrodę za nasze poświęcenie w sprzątaniu ich śmieci, głęboko na jednej z półek zobaczyliśmy domowej roboty konfiturę z wiśni, której nie potrafiliśmy się oprzeć. Była pyszna.

W obecnej kawalerce zawartość szafek jako pierwszy sprawdzał Dyrektor Wykonawczy. Dzwonił wtedy do mnie i pytał co ma zrobić ze swoimi znaleziskami. A było tego naprawdę dużo. O zgniłych ziemniakach i burakach w kuchni, a potem podobnych w worku na balkonie, już wspominałam. Kiedy stopniał śnieg, oczom moim ukazało się jeszcze plastikowe wiaderko z uchem (wielkości podobnej do tych, w których sprzedają farby). Po przeczytaniu etykiety dowiedziałam się, że był w nim smalec wieprzowy. Poza tym, klasycznie - puste słoiki oraz butelki po piwie, sporo rozpoczętych przypraw (z przewagą tej do gyrosa i kebaba), nowe opakowanie spaghetti, ledwo rozpoczęty kilogram cukru, herbata owocowa, słoiki z kawą mieloną i rozpuszczalną, a także folia aluminiowa, wkłady do WC, płyn do mycia naczyń, drugi do szyb, granulki do udrożniania rur, papierowe ręczniki oraz paczka zapałek.

Od naszej pani wynajmującej dowiedzieliśmy się, że przed nami mieszkała tu młoda mężatka, która wyprowadziła się od męża ze wsi po tym, jak ten zaczął ją zdradzać. Była ponoć osobą bardzo otyłą (sądząc po tym, co jadła, wcale się nie dziwię), a na dodatek pracowała w cukierni. Długo tu nie zabawiła, bowiem po niecałych dwóch miesiącach życia w samotności dała się udobruchać małżonkowi i wróciła do niego na wieś.

Na pewno gościła u siebie Świadków Jehowy, gdyż zaraz w pierwszym tygodniu po naszej przeprowadzce do drzwi zastukało dwoje młodych ludzi z pytaniem o panią Beatkę. Skoro znali ją z imienia, musieli zdążyć się zaznajomić z nią już wcześniej. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że wróciła do męża na wieś, a adresu niestety nie znaliśmy.

Poprzednia lokatorka niekoniecznie umiała obsługiwać znajdującą się w łazience pralkę, gdyż komora, do której wlewa się płyn do płukania do tej pory (mimo wielogodzinnych prób jej moczenia, przepychania oraz innych dziwnych rzeczy, jakie Dyrektor Wykonawczy wyprawiał, próbując ją wyczyścić) jest na amen zapchana skamieniałym proszkiem do prania, z którym nie da się już nic zrobić.

Wnioskujemy, że pani Beatka musiała lubić ciepło, bo przez niecałe dwa miesiące wynajmu zdążyła nabić na podzielniku wiszącym na kaloryferze w pokoju ponad pięćset pięćdziesiąt jednostek i ponad dwieście trzydzieści w kuchni. Niezbyt też przejmowała się tym, co spada jej na podłogę, gdyż za sofą znalazłam kilka wsuwek do włosów oraz pojedyncze chipsy. Zdążyła także wyrwać zawias w drzwiczkach komody oraz drewnianą gałkę w jednej z kuchennych szafek oraz spalić jedną z dwóch żarówek w przedpokoju.

Czemu o tym wszystkim piszę? Bo dziwię się ludziom, którzy wyprowadzając się z cudzego przecież mieszkania, nie potrafią (lub nie chcą) po sobie posprzątać. Może i ja, i Mąż jesteśmy dziwni, ale nigdy nie zdarzyło nam się zostawiać czegokolwiek w szafach, szafkach, czy pawlaczach. Zawsze dokładnie sprawdzaliśmy ich zawartość, wynosząc niepotrzebne rzeczy na śmietnik. Odkurzaliśmy też całe lokum, myliśmy zlew, kuchenkę i lodówkę w kuchni oraz wanną, umywalkę i sedes w łazience. Nie wyobrażamy sobie, żebyśmy mogli zostawić po sobie brud. Byłoby nam najzwyczajniej i po ludzku wstyd.