Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 2 marca 2014

1.528. Iskra

Meryl Streep od zawsze jest jedną z moich ulubionych aktorek. Z jej powodu, ale także i z chęci wrodzonej (a może nabytej?) ciekawości zgłębiania zakamarków ludzkiej psychiki, wybrałam się wczoraj z Mężem na Sierpień w hrabstwie Osage. Kolejną przyczyną, dla której zdecydowaliśmy się obejrzeć akurat ten film był genogram Dyrektora Wykonawczego, który w końcu doczekał się swojej prezentacji na grupie.

Na plakacie reklamującym film można przeczytać stare jak świat powiedzenie: "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach". W sumie chyba to zdanie wystarczyłoby za podsumowanie całego obrazu. Ale byłoby zbyt prosto, gdybym się teraz zatrzymała i postawiła kropkę.

Oczywiście nie mam zamiaru zdradzać szczegółów i psuć oglądania tym, którzy wybiorą się do kina. Czy warto? Jeśli ktoś woli życie w iluzji (szczególnie tej dotyczącej własnej rodziny), lepiej niech zostanie w domu. Ci, którzy nie boją się tego, co ujrzą w lustrze, na pewno będą mieli sporo przemyśleń.

Mogę się założyć, że to, co zadziało się podczas jednego rodzinnego spotkania na ekranie, dzieje się w większości wszystkich rodzin na całym świecie. Tamto miejsce, tamci ludzie i tamte okoliczności są takim mikrokosmosem jakich wszędzie pełno. Wystarczy iskra, by rozniecić pożar, po którym nic już nie będzie takie samo.

Brak szczerości i zaufania, obłuda, zakłamanie, hipokryzja, samotność, lekomania, narkomania, alkoholizm, kłamstwa, oszustwa, zdrady, rozwody, hołdowanie wartościom materialnym, choroby, poniżanie, wyśmiewanie, brak szacunku, tolerancji, zrozumienia i akceptacji wyborów życiowych członków własnej rodziny - iście wybuchowa mieszanka emocji, które niczym lawa wydobywają się z czeluści wulkanu, jaki buzuje w każdym z bohaterów.

Siedziałam, słuchałam, oglądałam i czekałam na odpowiedź - dlaczego? Bo gdzieś musiało być źródło, z którego zaczęła tryskać woda. Kluczową była dla mnie scena, w której nestorka rodu (genialna i nominowana za tę rolę do tegorocznego Oscara Meryl Streep) opowiada o swoim prezencie gwiazdkowym.

Ktoś, kto nie dostał miłości, nie będzie umiał dać jej sobie. Ktoś, kto nie kocha siebie, nie będzie w stanie kochać innych. I tak z pokolenia na pokolenie. Chyba, że ktoś kiedyś wreszcie przerwie ten schemat. 

Bo kiedy nie ma miłości...