Samotnie wyszłam na spotkanie wiośnie. Z aparatem w torbie i obwarzankiem w dłoni. Szukałam dowodów w trawie i na drzewach. A kto szuka, ten znajduje.
Nogi same zaniosły mnie do biura jednego z moich koordynatorów, z którym podpisałam porozumienie o współpracy i od którego dostałam kartę pracy wolontariusza. Przy okazji porozmawialiśmy sobie o sytuacji w domu pomocy społecznej, w którym odwiedzam panią Em. Jak się okazało, nie jestem odosobniona w swoich spostrzeżeniach jeśli chodzi o tę placówkę. Inni wolontariusze mają podobne zdanie na temat Oka Cyklonu i reszty personelu, który zdaje się nie szanować pensjonariuszy. Ba, nawet mój koordynator na własnej skórze doświadczył impertynencji ze strony OC.
W drodze powrotnej trafiłam na jakąś uliczną wystawę talerzy oraz innej ceramiki. Nie mogłam się powstrzymać od pstryknięcia im kilku fotek - szczególnie temu z chyba niewidocznym na kolażu (lecz dość przewrotnym) napisem: 'very nice to be small' oraz z gołym biustem - jak znam życie, zapewne przypadnie ona do gustu Mężowi.
A potem przyszłam do domu, odebrałam pocztę, znajdując w niej zdjęcie potwierdzonej rezerwacji (i kupionych biletów) autorstwa bardzo fajnej babki ze stolicy, która za niecałe trzy miesiące przyjedzie do mnie w odwiedziny.