Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 14 marca 2014

1.551. Trudny wybór

Czasem trzeba podjąć jakieś wyzwanie, żeby się przekonać, iż to nie jest ta właściwa droga do przejścia. Czasem robi się coś dla kogoś, a wbrew sobie samemu, przeganiając intuicję jak natrętną muchę, zamiast posłuchać jej głosu.

Długo biłam się z własnymi myślami. Rozważałam "za" i "przeciw". W końcu jednak podjęłam decyzję, co do słuszności której jestem stuprocentowo pewna. Zadzwoniłam do jednej z sióstr zakonnych i powiedziałam, że nie będę już przychodzić do ośrodka, gdyż moja obecność i pomoc bardziej przyda się komuś innemu - osobom starszym, schorowanym i samotnym. Usłyszałam wtedy słowa, których się nie spodziewałam: "dziękuję za ten telefon i bardzo się cieszę, że mogłam panią poznać; proszę pamiętać, że nasze drzwi są dla pani zawsze otwarte".

Czasem trzeba dokonać wyboru komu chce się pomagać, bo nie da się pomóc wszystkim. Czasem jest to strasznie trudny wybór, ale - będąc odpowiedzialnym człowiekiem - nie można od niego uciec.

Pamiętam jak dziś tamtą rozmową ze swoim koordynatorem, który namawiał mnie do podjęcia współpracy z dzieciakami u sióstr. Opierałam się i tłumaczyłam, że lepiej czuję się w towarzystwie osób dorosłych. Opowiedziałam o traumie, jaką przeżyłam w szkole i o powodach odejścia od nauczania kogokolwiek. Dałam się jednak przekonać i spróbowałam.

Może gdybym zobaczyła, że dzieci w ośrodku nie są uśmiechnięte, radosne, pogodne i zadbane łatwiej byłoby mi tam zostać? Bardzo możliwe, że tak właśnie by się stało. Ale siostry dają im tyle ciepła, troski, uwagi i miłości... Poza tym, dookoła mają swoich rówieśników, z którymi mogą spędzać czas. I rodziców, do których jeżdżą co weekend.

Widziałam siostrę w habicie jak ścigała się na rolkach z chłopakami. Druga bujała się na huśtawce w towarzystwie dziewczynek. Trzecia siedziała przy stole i malowała farbkami obrazki - razem z tym uroczym imiennikiem Męża. Czwarta grała z dzieciakami w siatkówkę na placu zabaw.

W oczach małych podopiecznych obserwowałam radość, której trudno się dopatrzeć na twarzach ludzi, których za każdym razem widzę w domu pomocy społecznej, w którym odwiedzam panią Em. Dzieciaki dopiero wchodzą w życie. Pensjonariusze DPS-u powoli zbliżają się już do jego końca.

Praktycznie z każdego kąta pokoju starszych ludzi wyziera samotność, której próżno szukać w ośrodku wychowawczym. DPS najczęściej jest ostatnim miejscem pobytu człowieka, podczas gdy dzieciaki pewnego dnia opuszczą mury internatu, wyfruwając z niego jak ptaki z gniazda.

Po namyśle i w pełni świadomie wybrałam starość, samotność, smutek, bo wiem, że mogę wnieść w tamto miejsce choć odrobinę uśmiechu, radości i ciepła, których tak bardzo tam brakuje.