Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 16 marca 2014

1.553. Ulewny foch

Wczoraj Głos Rozsądku przegiął pałę, że tak brzydko się wyrażę, ale słów mi brak. Nie dość, że musiał iść do pracy; nie dość, że obiecał, iż wróci najpóźniej przed dwudziestą pierwszą, to oczywiście nie byłby sobą (czytaj: niepozbieraną, nieposkładaną i zapominalską gapą), gdyby stojąc już na przystanku i czekając na autobus, nie zauważył braku parasola, który zostawił w pracy. Wrócił po niego, ale jak to mówią "za gapowe się płaci", więc nie inaczej było w jego przypadku. Autobus odjechał, a że w sobotę jeżdżą one o wiele rzadziej, musiał czekać na następny i koniec końców w domu był dopiero przed dwudziestą drugą.

Strzeliłam klasycznego małżeńskiego focha, gdyż Dyrektor Wykonawczy takie numery odwala w miarę regularnie, a ja (choć może po dziewięciu latach znajomości i pięciu małżeństwa powinnam) jednakże wcale nie mam zamiaru się do nich przyzwyczajać. Myślałam, że zaczepiony od środka łańcuch uniemożliwi Głosowi Rozsądku wejście do mieszkania, ale nie przewidziałam, że można się do niego dobrać z zewnątrz.

A dzisiaj siąpi, kropi, pada, leje - i tak na okrągło, od samego rana, dookoła Wojtek lub w koło Macieju - jak kto woli. Zdeterminowani wczorajszym zepsutym przez deszcz planem dnia, dzisiaj nie odpuściliśmy wyjścia na zaległe urodzinowe pierogi Męża i z parasolkami w dłoniach poszliśmy "z buta" do centrum.

Dyrektor Wykonawczy zamówił pół na pół, czyli ruskie plus wiejskie, a ja klasycznie, przewidywalnie i nieodmiennie - z bobem i boczkiem. Plus gorąca herbata z cytryną, którą pijemy tylko w tamtym miejscu. Zapłaciliśmy wysoką cenę za nasz wyjściowy obiad - dwie przemoczone kurtki, moje botki z chlupiącą wodą w środku i skarpetki, które można było wyżymać.