- Czy ty mnie rozumiesz? - pytam nieraz Męża.
- Nie zawsze.
- A nie przeszkadza ci to? - drążę temat.
- Nie.
- Czemu? - wciąż nie daję za wygraną.
- Bo cię kocham, więc nie muszę cię rozumieć. Wystarczy, że cię kocham.
W imię tej miłości i dla niej Dyrektor Wykonawczy robi dla mnie różne rzeczy. Namacalne i nie. Materialne i nie. Szalone, zwariowane, normalne, praktyczne, zwyczajne, dziwne, zaskakujące, przyziemne, nieoczekiwane...
Nasze rachityczne geranium dokonało swojego żywota podczas przeprowadzki, czyli nazywając rzecz po imieniu - przemarzło. Ostatnie liście zwiędły, a w doniczce stał zasuszony kikut, który systematycznie podlewałam, mając nadzieję, że wypuści choć jeden malutki listek, który będzie zwiastunem odrodzenia.
Obok bloku jest mała kwiaciarnia. Mąż zszedł na dół i kupił tam worek ziemi. Przyniósł go na górę i poszedł do sąsiedniego bloku, w którym na klatce stoi wysokie geranium (widzę je z okna). Zadzwonił domofonem i powiedział starszej pani o co chodzi. Ta otworzyła mu drzwi na klatkę schodową. Urwał zaszczepkę i wrócił do domu. Całą akcję obserwowałam z balkonu.
Razem posadziliśmy tych kilka listków. Ciekawe czy się przyjmą. Ponoć marzec to dobry miesiąc na przesadzanie i sadzenie roślin. Zobaczymy.
Żonkile kupiłam wracając z zakupów. Nie dlatego, że Dyrektor Wykonawczy nie przynosi mi kwiatów. Co to, to nie. Czasem tak mam, że lubię się dopieścić choćby takimi zwykłymi, ale jakże pięknymi i pierwszymi w tym roku żółtymi oznakami wiosny.