We wtorek się przeforsowałam. Poszłam za daleko, byłam za słaba i wracając modliłam się w myślach, bym gdzieś po drodze nie zemdlała. Na szczęście dałam radę samodzielnie dojść do domu. Na powrót sił, by zrobić sobie coś do picia i jedzenia musiałam jednak poczekać.
Całą środę przesiedziałam w mieszkaniu. Nawet nie wyszłam po pieczywo do sklepu na dole. Wszystko mnie bolało, a chęci do zrobienia czegokolwiek nie było żadnych. Nie podobałam się sobie w takim stanie lenia, ale cóż - czasem tak bywa.
Za to dzisiaj od samego rana mam masę energii. Wstawiłam i rozwiesiłam dwa prania, dwa razy wyszłam do dwóch różnych sklepów. Zjadłam obiad, pozmywałam naczynia. I nawet udało mi się garnka nie przypalić. Mąż się ucieszy jak wróci, bo staram się wcielać w życie jego złotą zasadę - trzy razy "m", czyli mały garnek, mały palnik, mały gaz. Codziennie mnie z niej przepytuje, żebym sobie utrwaliła.
Żonkilom wystarczyła jedna noc, by wszystkie pięknie się rozwinęły. Pachną tak, że trudno przy nich usiedzieć. Wypiłam kawę, swoje ciastko zjadłam, a w lodówce na Dyrektora Wykonawczego czeka identyczne.