Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 30 marca 2014

1.572. Nasze niedziele

Niedziele u nas są takie niespieszne, bezstresowe, spokojne, domowe i zwyczajne. Tak właśnie chciałam, żeby było. Od samego początku jak tylko tu zamieszkaliśmy. Do tej pory ów plan realizujemy w stu procentach.

Wstajemy kiedy chcemy (tym razem gdzieś po ósmej, bo zmiana czasu była w nocy), jemy wspólnie śniadanie, pijemy kawę, potem kąpiel (plus strzyżenie Męża maszynką - jak choćby dzisiaj), obiad, a po nim idziemy na spacer i do kościoła.

Czasem stajemy na wiadukcie i czekamy na pociąg, a potem mamy niesamowitą radochę machając do kierującego lokomotywą maszynisty, a jeśli i on do nas zamacha (albo zatrąbi) cieszymy się jak małe dzieci. Albo idąc przejściem podziemnym (jak nikogo tam nie ma) urządzamy sobie zabawy z echem naszych głosów.

Kiedy jest ciepło delektujemy się lodami, siadamy na wolnej ławce i jak koty wygrzewamy się w promieniach słońca - przytuleni do siebie, wpatrzeni w ten sam kierunek. Nakręcamy się w swoim łakomstwie kupując ciastka albo czekoladki, a przecież mieliśmy tylko wejść do sklepu po śmietankę do kawy.

Okna mamy od południa, więc temperatura w naszej malutkiej kuchni wysoka - stąd ten dość osobliwy strój Męża pilnującego zawartości garnka i patelni.