Jeden kurs za mną, a przede mną drugie szkolenie, wizyta u pani Ka oraz u mojej ukochanej pani Em. W międzyczasie zapomniałam napisać, że w ubiegłym tygodniu umówiłam się wreszcie na obcięcie moich bujnych włosów. Jeszcze w tym miesiącu i w polecanym przez znajomą salonie.
Przemyślałam sprawę, żeby potem nie żałować, rozważyłam wszystkie "za" i "przeciw". Pewnie, że się trochę boję, ale również cieszę, iż będę mieć sporo problemów z głowy. Dosłownie. Bo wyszło, że odkładając na bok zachwyty ludzi nad gęstością i długością tego, co na niej rośnie, cała reszta nie wygląda już tak ładnie jak na obrazku.
Poza Mężem oraz panią Em, której ostatnio pokazywałam zamieszczone w którejś z poprzednich notek kolaże fryzury Małgorzaty Kożuchowskiej, z nikim innym nie dzieliłam się zmianą, jaką mam zamiar wprowadzić w życie.
Przeszła mi co prawda myśl, by powiedzieć matce, ale za każdym razem kiedy rozmawiam z nią przez telefon, nie czuję takiej potrzeby, by mówić o swoich planach - bez względu na to, czy dotyczą one wizyty u fryzjera, czy wolontariatu. Ją interesują tylko tematy związane z pogodą, chorobami, jedzeniem oraz wydarzeniami u sąsiadów z klatki, czy bloku.
Poza tym niekoniecznie mam ochotę wysłuchiwać jej tekstów, które na sto procent by się pojawiły - "nie obcinaj, bo będziesz źle wyglądać", "po co ci jakiś wolontariat - pieniędzy z tego nie ma, a jeszcze cię ktoś okradnie, napadnie, oszuka, wykorzysta" i tak dalej.
Jak już wszystkie frapujące rodzicielkę kwestie ulegną wyczerpaniu w słuchawce zapada cisza, którą po chwili przerywam, mówiąc, że jeśli będzie czegoś potrzebowała albo gdyby coś się działo, niech da znać, to oddzwonię. I tyle. Do następnej rozmowy.