Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 8 kwietnia 2014

1.585. O współpracy

Ludzie maile piszą. Różne i różniste. Ostatnio w swojej blogowej skrzynce odbiorczej coraz więcej znajduję takich z propozycją współpracy. Każdy czytam uważnie, nawet nieraz poszperam w sieci, o coś jeszcze dopytam, wymienię kilka wiadomości i jak do tej pory zawsze odmawiam. Zaraz po grzecznym podziękowaniu na "nie" otrzymuję pytanie: "ale dlaczego?"

Wiem, że są blogerzy, którzy zareklamują wszystko, zawsze i wszędzie - choćby i przysłowiową psią kupę, byle tylko ktoś im za taką reklamę zapłacił niezłe pieniądze. Ich blog, ich decyzja, ich prawo. Nic mi do tego.

Prawo popytu i podaży. Pozycjonowanie, statystyki, marketing taki, owaki i jeszcze inny. Mnóstwo anglojęzycznych słów, które na stałe weszły do języka polskiego. Nie przekonują mnie, choć jako anglistce ich brzmienie nie jest mi obce. Wcale a wcale.

Jestem dziwna i nie dziwię się, że ludzie mi się dziwią, iż odmawiam. Mam swoje zasady i wartości. One nie mają ceny. Dlatego nie wklejam linków do czegoś, czego sama nie polecam, czego sama nie sprawdziłam, czego sama nie przetestowałam, czego sama nie przeczytałam, do czego sama nie mam przekonania i tak dalej.

Wiarygodność, szczerość, wolność - tym nie handluję. Poza tym, jakoś niespecjalnie lubię kiedy w sprawach profesjonalnej współpracy ludzie, którzy mogliby śmiało być moimi dziećmi, zwracają się do mnie na "ty". Nie żebym kreowała się na jakąś strasznie wielką "Panią", ale pewne normy chyba jeszcze obowiązują, prawda?

Zdziwienie moją odmowną reakcją ze strony potencjalnych reklamodawców wcale mnie nie dziwi. W świecie wyścigu szczurów oraz pogoni za kasą, w ich mniemaniu powinnam blog zamienić w jeden wielki słup ogłoszeniowy i być wdzięczną za bon do restauracji fast food albo parę dych gotówką za wpisanie w swoje notki słów kluczy, odsyłających do konkretnych stron.

Nic z tego. Nie ten adres, nie ta osoba, nie to miejsce, proszę Szanownych Pań i Panów. Jestem z innej bajki i podążam inną drogą. Swoją własną. Stromą, niemodną, darmową i pod prąd. Ale przynajmniej pozbawioną konkurencji.