Mało piszę o tym, co w mej duszy słychać. Od czasu uczestnictwa w grupie prowadzonej przez Czarodzieja wciąż ważę słowa. I wolę nie mówić nic lub bardzo mało.
Uderzyła mnie chyba najmocniej i najdobitniej siła semantyki. Jak ważna jest i jak istotna. Zamyśliłam się nad nią od tamtego momentu i tak sobie w tym stanie trwam.
Wiele rzeczy odniosłam do siebie, choć ktoś inny i w innym kontekście o nich wspominał. O wyrzucaniu piskląt z gniazda, o wystawianiu walizek za drzwi. O poczuciu winy, ale też i wyższości. O byciu terapeutą, a nie przyjacielem.
O tym dlaczego u kobiety będącej pod wpływem stresu macica zrobi wszystko, by nie dopuścić do zagnieżdżenia się w niej zarodka. I o tym dlaczego pod żadnym pozorem nie wolno stać się koleżanką własnego dziecka.
O decyzjach, które zawsze podejmujemy. O stadiach zmiany. O motywacji, której motywatorami jest nadzieja, lęk, złość lub konfrontacja powyższych. O tym, że "nic nas nie motywuje, my sami się motywujemy".
O ABC(D) emocji - zdarzenie, myśl, emocje, działanie. O powinnościach - tych moralistycznych i tych zdrowych. O tym, że nasze ograniczenia mogą być także naszymi zasobami.
O tym, że wrażliwość nie jest cechą wspierającą...
O terapii prowokatywnej i programie Simontona. O tym jak chorzy fantastycznie potrafią manipulować otoczeniem i czerpać korzyści z własnej choroby.
Siedzę, myślę, czytam i tak w kółko. Prezentacja RTZ wciąż na pulpicie - łatwo dostępna, w każdej chwili pod ręką.
Wszystko to tylko hasła, ale w nich zawiera się cały ogrom i ciężar.