Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 17 kwietnia 2014

1.597. Coś do zarzucenia

Bzdety i bzdeciki. Bzdury i bzdurki. Od nich najczęściej się zaczyna, a skończyć się może nawet i rozwodem.

Co mam do zarzucenia Mężowi? Poza tym, o czym już wielokrotnie pisałam, odkąd tu mieszkamy, zaobserwowałam jeszcze kilka rzeczy.

Notorycznie zostawia pustą rolkę po papierze toaletowym (przezornie dbam, by w łazience leżały dwie - jedna rozpoczęta, a druga całkiem nowa). Nie wkłada torebek z przyprawami w to samo miejsce (trzymamy je w plastikowych koszyczkach, ułożone alfabetycznie, by łatwiej można je znaleźć). Wyjmuje różne przedmioty na wierzch, po czym zapomina o nich, bo idzie robić coś innego. Nie zauważa worka ze śmieciami na podłodze i potrafi w niego wejść.

Co ma do zarzucenia Karioce Dyrektor Wykonawczy?

Notorycznie przypala garnki jak podgrzewa sobie obiad, bo nudzi jej się stać, pilnować i mieszać, więc zajmuje się czymś innym, zapominając o odkręconym gazie. Jak śpi, praktycznie co noc (przez sen) tak się mości na łóżku, że wchodzi na drugą (nie jej) połowę sofy twierdząc, że jest ciasno, bo ma za długie nogi i się nie mieści. Chodzi i się czepia, że coś nie jest tak, jak ona chce. Matkuje, napomina, przypomina, upomina.

Jak się chce, zawsze można znaleźć haka na tę drugą stronę. Zawsze przecież jedno drugiemu może coś zarzucić, bo w realnym życiu ideały wszak nie istnieją. 

A może, zanim rozpęta się prawdziwa burza, lepiej zaproponować rozwiązanie jak na poniższym obrazku?