Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 20 kwietnia 2014

1.602. Wielka Sobota

Migrena, migrena i jeszcze raz migrena - oto plon prawie całej Wielkiej Soboty. Z małymi przerwami na chwilowy jej zanik po zażyciu uderzeniowej dawki kwasu acetylosalicylowego.

Głos Rozsądku tym razem sam (chyba po raz pierwszy odkąd jesteśmy małżeństwem) poszedł z koszyczkiem do kościoła, a ja oszczędzałam siły na to, co miało nastąpić potem, czyli wizytę u rodziców i "wymianę towarową" - sałatka jarzynowa zrobiona przez Męża za kawałek upieczonego przez matkę schabu.

Półtorej godziny (w weekendy niestety autobusy rzadko kursują) spędzonej w tamtym miejscu plus patrzenie na ojca, który przez dobrą godzinę na kolanach potrafił zamiatać dywan, rzucając na prawo i lewo niecenzuralnymi słowami na "k...." nie należały do przyjemności. Gdyby nie fakt, iż wciąż w mieszkaniu rodziców mamy trochę swoich rzeczy, po które trzeba pojechać, wolałabym zaprosić matkę do nas, a nie musieć przy okazji oglądać ojca, którego najwidoczniej nasza chwilowa obecność (dwa razy w miesiącu) doprowadza do białej gorączki.

Z ulgą, głębokim oddechem, westchnieniem i wielką radością wyszłam z tamtego lokum i przekroczyłam próg naszej kawalerki. Cisza i spokój. Nareszcie. Wspomniana na początku notki migrena była ceną za mój stres. Jestem o tym przekonana, bo znam trochę swój organizm i wiem jak funkcjonuje.

W międzyczasie zadzwoniła pani Em z informacją o zielonym świetle i wolnym od współlokatorki pokoju. Zabraliśmy więc porcję sałatki jarzynowej dla mojej podopiecznej, kawałek sernika i pomarańczę, po czym zaledwie po kilku minutach siedzieliśmy już u niej w pokoju. Dla Dyrektora Wykonawczego był to pierwszy raz kiedy zobaczył jak DPS wygląda od środka. Szok, szok i jeszcze raz szok. Przeżył dokładnie to samo co ja, kiedy prawie dwa miesiące temu pojawiłam się w tamtym miejscu.

Trzy i pół godziny - tyle czasu spędziliśmy z panią Em, a ja - jak zwykle - wcale nie czułam upływających minut. Żarty, żarciki, opowieści różnej treści, na wesoło i smutno, życzenia świąteczne i podzielenie się święconym jajkiem, herbatka malinowa, delicje i ptasie mleczko. Plus wspólne fotki, na których obie z panią Em wyglądamy jak po spożyciu trunków wysokoprocentowych. Przynajmniej tak uwiecznił nas Mąż. Zdjęcia oczywiście do powtórki, bo żadne nie przeszło naszej babskiej cenzury.