Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

1.614. Wystarczająco

Po mailowych i telefonicznych konsultacjach z inną przedstawicielką płci pięknej doszłam do podnoszącego mnie na duchu wniosku. A mianowicie - że nie wiem jak bardzo bym się starała i próbowała, za żadne skarby nie jestem w stanie odtworzyć na swojej głowie tego, z czym wyszłam z salonu. I okazuje się, że nie tylko ja mam z tym problem.

Ale żeby nie było tak wesoło, kolorowo i optymistycznie, przyznam się do czegoś, czego oczywiście teraz się wstydzę - zepsułam i sobie i Mężowi pół niedzieli. Nie, nie poryczałam się. Poszło mi w klasycznego focha, wkurzenie (mało powiedziane) na siebie, fryzjerkę, gumę do modelowania, suszarkę, szczotkę i generalnie na wszystkich i wszystko.

Umyłam bowiem włosy, które wróciły na swoje miejsce i nijak nie chciały się ułożyć inaczej. A ja czułam się brzydka, beznadziejna i felerna, że mam dwie lewe ręce, do niczego się nie nadaję, bo nawet nie umiem się uczesać. Ze środka co prawda słyszałam głos, który mówił mi, że przecież to tylko jakaś tam fryzura, a nie koniec świata, ale widocznie musiałam posiedzieć w wykopanym przez siebie dołku, żeby wreszcie się z niego wydostać na powierzchnię.

Desperacja była jednak tak ogromna, że chciałam wziąć maszynkę Dyrektora Wykonawczego i dokonać dzieła. Na szczęście zdrowy rozsądek wrócił w samą porę i na chceniu się skończyło. W sumie dwa razy myłam jeszcze włosy, suszyłam i próbowałam różnych sposobów, żeby się upodobnić do nie wiem po co zrobionego zdjęcia w salonie, tuż po obcięciu.

Żeby była jasność - absolutnie nie żałuję decyzji o krótkich włosach, bo czuję się rewelacyjnie - lekko, zwiewnie, wygodnie. W idealnym momencie poszłam do fryzjera, gdyż byłam na tę drastyczną zmianę gotowa. I wiem, że nie chcę już wracać do długości, jaką miałam wcześniej na głowie.

Ktoś może mi pokazać jak się rysuje. Ktoś inny zaprezentuje kroki taneczne. Jeszcze ktoś jak się śpiewa. Tyle, że ja nie będę w stanie tego odtworzyć i odwzorować - jeśli nie mam takich zdolności, umiejętności, czy predyspozycji.

Patrzyłam na ręce fryzjerki - jak suszy, modeluje i używa gumy. Próbowałam tamte ruchy naśladować, ale nie wyszło. Nie jestem w stanie spojrzeć na siebie z góry, czy z boku tak, jak ona. Nie odkręcę sobie głowy, żeby coś na niej zdziałać, a potem nie przykręcę jej z powrotem.

To, że czegoś nie umiem, nie potrafię i nie jestem w stanie zrobić, nie powinno jednakże wpływać na tak paskudne ocenianie samej siebie i przyklejanie sobie etykietek, o których wspomniałam wcześniej. Na tym się skoncentruję, bo jak widać sporo pracy przede mną.