Wreszcie, po prawie dwóch tygodniach życia w foliowo-siatkowym kloszu z zamkniętymi na amen oknami, ujrzałam jak wygląda świat widziany z pokoju. Rusztowanie co prawda jeszcze stoi, panowie dokonują ostatnich poprawek na balkonach, styropian znalazłam nawet w lodówce i własnych majtkach, ale to już przysłowiowy pikuś.
Siedzę na sofie, słońce zagląda mi przez ramię i ogrzewa rozwieszone na suszarce pranie, uchyliłam okno i nie mogę się nacieszyć czymś tak prostym i oczywistym, co można docenić dopiero wtedy, gdy tego zabraknie. Może czasem bywam nieskomplikowana, bo naprawdę potrafię radować się zwykłym widokiem zza szyby.