Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 20 maja 2014

1.641. Wyglądasz, nie wyglądasz

"Nie wyglądasz na kogoś, kto nie ma pracy", "wyglądasz na bardzo bogatą kobietę", "nie wygląda pani na kogoś, kto ma aż takie problemy zdrowotne", "nie wygląda pani na osobę, która chciałaby pracować za najniższą krajową", "nie wyglądasz i nie zachowujesz się jak typowa Polka", "nie wyglądasz na swoje lata"...

Jakże wiele razy padały podobne stwierdzenia z ust obcych i znanych mi ludzi, z którymi zetknęło mnie życie, krzyżując nasze ścieżki w różnym okresie czasu, miejscu i okolicznościach.

Tamte stereotypowe podejścia, kierujące się jedynie tym, co widać na zewnątrz były i nadal bywają dla mnie strasznie krzywdzące i pozbawiają mnie szans zaraz na wejściu - czy to w staraniach o pracę, czy kiedyś w przeszłości w życiu osobistym. Tak do końca nawet nie wiem czym spowodowane są takie oceny. Mogę tylko domniemywać i przypuszczać. 

Staram się o siebie dbać - zarówno jeśli chodzi o ubiór, makijaż, fryzurę, ale przede wszystkim o uśmiech i życzliwy stosunek do innych ludzi. I będąc w temacie trzech pierwszych - absolutnie nie wydawałam i nie wydaję na nie dużych pieniędzy.

Ubrania najczęściej kupuję w ciucholandach lub na bazarze (bardzo rzadko w "normalnym" sklepie, a jeśli już jest to naprawdę tania sieciówka), buty na wyprzedażach w obuwniczych sieciówkach, kosmetyki z niższej (niezmiernie rzadko ze średniej) półki tylko w promocji - również w sieciówkach. Farbę do włosów zamawiam w internetowej hurtowni, a za jej położenie płacę znajomej fryzjerce połowę tego, co normalnie w salonach. Teraz jedynie doszedł mi wydatek comiesięcznego podcinania krótkiej fryzury, ale przekładając go na znacznie mniejsze zużycie suszarki i prądu oraz szamponu i odżywki, wyjdzie niewiele więcej niż przy długich włosach.

Dlaczego o tym wszystkim wspomniałam? Ano dlatego, że dzisiaj znowu doświadczyłam podobnego podejścia i oceniania po wyglądzie. Wybrałam się bowiem wreszcie na rekonesans do zakładów optycznych, żeby dowiedzieć się o cenę przepisanych mi przez okulistkę okularów. Z mety darowałam sobie renomowane salony położone przy głównej ulicy, gdyż tam ceny są z kosmosu.

"Dzień dobry. Chciałam zapytać ile kosztowałoby zrobienie okularów do czytania w najzwyklejszych plastikowych oprawkach z soczewkami +1.25 pokrytymi powłoką antyrefleksyjną" - mniej więcej ten sam tekst powtarzałam jak mantrę w kilku miejscach.

"To dla pani?", "jak dla pani to musiałyby być jakieś droższe oprawki", "jeśli również do komputera to z lepszym antyrefleksem", "polecam pani lepsze soczewki", "jak dla pani to z górnej półki" - a to przykładowe reakcje sprzedawców po uprzednim zlustrowaniu mnie od stóp do głów (a nie miałam na sobie miliona dolarów).

Jestem odporna na te wątpliwej jakości wyżej wymienione sugestie. Droższe wcale nie znaczy lepsze (przekonałam się wielokrotnie), a z górnej półki wcale nie musi oznaczać najwyższej jakości, bo klient płaci za reklamę, marketing, znaną twarz danej marki i całą masę rzeczy, o których sporo ludzi nawet nie ma pojęcia, ale daje się wpuścić w przysłowiowe maliny.

Mnie naprawdę wystarczą najzwyklejsze i najprostsze plastikowe oprawki (byle bym tylko się sobie w nich podobała oraz czuła komfortowo); soczewki, przez które będę mogła wyraźnie widzieć co czytam i piszę oraz skuteczna powłoka AR, która ochroni moje oczy przed refleksami i odbiciami z monitora i sztucznego światła.

A teraz ceny. Rozpiętość jest ogromna. Taniej niż za 150 złotych za całość (z tak zwaną robocizną) nie znalazłam, a byłam w ośmiu zakładach. U najdroższego rekordzisty same soczewki wahały się od 80 do 200 za parę, oprawki od 150 wzwyż plus jeszcze usługa 35-45 złotych. Wzięłam ze sobą notes i po wyjściu z każdego salonu na bieżąco wpisywałam do niego kwoty, by nie zapomnieć gdzie, co i za ile.

Po cichu i w skrytości ducha rozważam opcję zakupu wysuwanej z etui lupy, który to patent podpatrzyłam niedawno u pewnej kobiety podczas zakupów w dyskoncie. Tania, łatwa w obsłudze, kieszonkowa i spełnia swój cel, bo powiększa litery - a przecież głównie o to mi chodzi.