Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 22 maja 2014

1.643. Pozew

Wczoraj trafiłam na pewien materiał, którego treść zatrzymała mnie na długi czas nie dając spokoju. Zanim o tym napiszę, dobrze by było dowiedzieć się o co chodzi. Dlatego właśnie zachęcam do obejrzenia krótkiego filmu oraz wywiadu. Oba dostępne TUTAJ. A jeśli ktoś woli poczytać - KLIK.

Obejrzałam, posłuchałam, przeczytałam. I mam bardzo mieszane uczucia, którymi nie mogę się nie podzielić, bo we mnie siedzą i nie pozwalają zapomnieć. 

Z jednej strony tak po ludzku, empatycznie, potrafię wczuć się w upokorzenia, cierpienie i ból, jakiego tamten człowiek doświadczył w dzieciństwie od osób najbliższych, czyli własnych rodziców. W końcu świetnie znam ten temat z autopsji - dowód nr 1 oraz dowód nr 2. I nie tylko ja, bo takich osób jak bohater reportażu jest mnóstwo.

Patologia była, jest i będzie - czy tego chcemy, czy nie. Temat rzeka, której wir niezwykle łatwo może wciągnąć człowieka pod jej powierzchnię. Patologiczne warunki i środowiska są dookoła - wystarczy się rozejrzeć i poobserwować.

Najbardziej rozśmieszyło mnie chyba nawet całkiem prawdziwe (?) zdziwienie i zdumienie prowadzącej wywiad pod jego koniec. No bo jak to tak - XXI wiek, Unia Europejska, a tu takie rzeczy się dzieją w tej Polsce? Fakt, z okna luksusowych samochodów i zza wysokich murów rezydencji patologii nie widać. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. A "patrzeć" nie musi być równoznaczne z "zobaczyć".

Z drugiej strony chciałabym zrozumieć motywy, które kierowały tamtym mężczyzną w momencie podjęcia decyzji o złożeniu pozwu przeciwko rodzicom za zniszczone dzieciństwo, jednocześnie absolutnie nie negując i nie kwestionując jego prawa do takich działań.

Zastanawiam się nad dwiema sprawami. Jedna dotyczy tego co będzie w przypadku, gdy wyrokiem sądu pan Adam wygra sprawę i otrzyma pieniądze, o które się ubiega? Czy nagle sądy nie zostaną zasypane pozwami od innych pokrzywdzonych przez rodziców?

Druga związana jest bezpośrednio z bohaterem reportażu - czy jakiekolwiek pieniądze będą w stanie zwrócić mu zniszczone dzieciństwo, zrekompensować zaniedbania, wynagrodzić upokorzenia, wyleczyć choroby, ukoić ból, czy przywrócić utraconą godność?

Na koniec coś osobistego, emocjonalnego, z głębi serca - ode mnie. 

Nie uważam (jak niektórzy), że "rodzina to świętość" i że "na rodziców złego słowa nie można powiedzieć". Byłoby to czystą hipokryzją, obłudą, zakłamaniem i dawaniem sobie prawa do życia w iluzji. Ale - mimo wszystko - nie zdecydowałabym się pozwać rodziców za swoje dzieciństwo, gdyż żadna kwota nie sprawiłaby, że zniknęłoby poczucie doznanej krzywdy, bo tego nijak nie da się przeliczyć na pieniądze. 

Każdy wybiera swoją drogę. Moją była terapia.