Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 25 maja 2014

1.646. Niedzielny poranek

Mniej więcej co jakieś trzy (rzadziej cztery) tygodnie robię za domową (i darmową) fryzjerkę obcinając Męża maszynką. Co jak co, ale włosy i paznokcie rosną nam obojgu w zastraszającym wręcz tempie.

Kiedy poznałam Dyrektora Wykonawczego chadzał on do pewnego osiedlowego zakładu, gdzie urzędowała Zocha Cycocha (nazywana tak przez swoich klientów płci męskiej) z powodu "dużych niebieskich oczu", na które panowie lubili sobie popatrzeć, gdyż ich właścicielka gustowała w bluzkach z głębokimi dekoltami.

Dzisiaj rano był dzień "strzyżenia owcy". Tak właśnie Głos Rozsądku nazywa moją działalność twórczą, bo czasem nie mam do niej tak zwanej melodii, a poza tym robię to bardziej na czuja, gdyż najzwyczajniej w świecie z bliska nie widzę ostro i wyraźnie, co ma szansę się niebawem zmienić, gdyż matka w ramach prezentu na Dzień Dziecka dała mi pieniądze na zakup przepisanych okularów.

Obcinam Męża raz po razie, staram się, żeby było równo, ale jakoś ręka mi poleciała i przycięłam go w ucho. Krew się na szczęście nie polała, lecz Dyrektor Wykonawczy okazał werbalnie swoje niezadowolenie.

- Założyłaś okulary?
- A po co? Przecież i tak nic w nich nie widzę.
- Tak jak mnie obcinasz?
- Na czuja.
- Przypominam ci, że nie jestem owcą.
- Czy to moja wina, że mam  problemy ze wzrokiem?
- Zobaczysz, że następnym razem pójdę do Zochy Cycochy.
- O nie! Jeszcze by tego brakowało!
- Jak nie chcesz, żebym poszedł do Zochy Cycochy, to pójdę do Tereski Deski.
- Następnym razem to ja już będę miała okulary, a jeśli chodzi o ścisłość, to biust też mam niczego sobie.