Każdy ma w sobie wewnętrzne dziecko - wesołe, radosne, spontaniczne, szczere, otwarte, ufne, skore do zabawy i psoty.
Są też dzieci zamknięte w ciałach dorosłych. Ludzie niepełnosprawni intelektualnie, którzy zatrzymali się w rozwoju na poziomie półrocznego malucha albo trzylatka. Szczęśliwi, bo nie mają świadomości tego, co naszym zdaniem stracili i czego nigdy nie będzie im dane poznać i doświadczyć.
Są też staruszkowie bezradni jak dzieci. Cierpiący na chorobę Alzheimera, na którą jeszcze nikt nie wynalazł skutecznego lekarstwa. Żyjący w świecie swoich urojeń, mający problemy z pamięcią krótkotrwałą, zapominający o własnych podstawowych potrzebach fizjologicznych.
Jest takie powiedzenie "bezradny jak dziecko". Całkowicie adekwatne w przypadku obu grup, które miałam okazję poznać, pobyć z nimi, obserwować i posłuchać jak widzą ich rodzice, opiekunowie, terapeuci.
Odebrałam lekcję ogromnej pokory i współczucia, podziwu i uznania. Ale również wdzięczności za to jaka jestem i co mam.