Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 13 czerwca 2014

1.670. Więź

Trzynastki bardzo lubię. Piątki tym bardziej, bo oznaczają, że weekend, czyli Mąż w domu, więc można się o coś pokłócić, z czego czasem skorzystamy oboje. Gorzej, że po chwili nie pamiętamy o co nam poszło i sami się z siebie śmiejemy, przekomarzając się słowami "bo ty zawsze", "a ty nigdy". Bez poczucia humoru nie wyobrażam sobie już życia.

Dzisiaj się ochłodziło, więc jak tu nie lubić piątkowej trzynastki? Wreszcie mogłam odetchnąć pełną piersią i nawet udało mi się odrobinę zmarznąć. Co prawda do Dyrektora Wykonawczego mi daleko, gdyż jego pomysłowość pobiła wszystko - wrócił do domu w podwójnym T-shircie, ale w jednych spodenkach - mniemam, że brzuszysko nie pozwoliło mu na wbicie się w drugą parę. A na jutro zamówił sobie u mnie dżinsy.

Z tymi ostatnimi (i generalnie z ubraniami) jest u nas tak jak z odpowiedzią na pytanie "skąd się bierze mleko?", na które sporo pociech z rozbrajającą szczerością reaguje zdziwieniem: "jak to skąd? - z supermarketu". W naszym domu ciuchy bierze się z półki, bo cały proces segregowania, wkładania do pralki, wstawiania prania, rozwieszania, prasowania, składania i układania w szafce lub szafie jest poza zasięgiem wzroku i działalności Męża.

Nieporównywalnie więcej jest jednakże obszarów, w których się spotykamy w połowie drogi, wychodząc naprzeciw swoim potrzebom - własnym oraz wspólnym - jak choćby dzisiejsze całkiem niedawne (bo zaledwie sprzed kilkunastu minut) picie koktajlu truskawkowego.