Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 18 czerwca 2014

1.675. Na kozetce

Czuję się wyczerpana po pięciogodzinnym spotkaniu ze swoją znajomą. Nie samą wizytą, ale raczej ciężarem gatunkowym jej treści.

Już od pewnego czasu unikam odpowiedzi na pytanie: "a co byś zrobiła na moim miejscu?", bo chcąc być uczciwą wobec samej siebie i wobec drugiej strony, nie potrafię i nie chcę podawać gotowego (i mojego) rozwiązania. Nie dlatego, że chcę je zatrzymać tylko i wyłącznie dla siebie, ale dlatego, iż jesteśmy różne, mamy odmienne doświadczenia i przeżycia, żyjemy w innej konfiguracji i dzieli nas jeszcze cała masa podobnych kwestii.

Poza tym, jest coś jeszcze, co wynika właśnie z doświadczenia i wyciągniętych z nich wniosków. Mnie zapaliłaby się czerwona lampka już na samym wstępie, podczas gdy moja znajoma nawet jej nie zauważyła i weszła w jedno wielkie szambo, przez które straciła kilkanaście lat ze swojego życia.

Widzę coś, czego ona nie dostrzega. Widzę, bo stoję z boku. Widzę, bo przeżyłam podobne sytuacje. W tym konkretnym dzisiejszym przypadku mogłam zrobić tylko jedno - wysłuchać, dać jej się wygadać i zachęcić ją do pozostania na terapeutycznej drodze u specjalisty, na jaką zdecydowała się wejść. Po to, by w przyszłości mogła samodzielnie rozpoznawać zagrożenie i go unikać.