Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 21 czerwca 2014

1.678. Śmietanowiec

Jeszcze wczoraj zrobiliśmy z Mężem trzy galaretki - ja gotowałam wodę i zalewałam, on mieszał. Wzięliśmy cytrynową, agrestową i wiśniową. Przelane do trzech głębokich talerzy pięknie stężały w lodówce do rana, a że i tak mieliśmy zarwaną noc (o tym napiszę oddzielnie), więc wstaliśmy prawie skoro świt i o godzinie 7:30 byliśmy już po śniadaniu, więc zadecydowałam o robieniu śmietanowca.

Oczywiście były problemy natury werbalnej, bo w kuchni (jak i na statku) sternik powinien być jeden, a u nas wiadomo - jedno mądrzejsze od drugiego i forsuje swoje racje. Teksty w stylu: "za wolno mieszasz", "nie gadaj tyle", "jak było napisane w przepisie?" i tak dalej to nasza małżeńska norma podczas wspólnego wykonywania wielu prac domowych.

Zajęłam się śmietaną z cukrem pudrem, które miksowałam, a Dyrektor Wykonawczy w tym samym czasie podgrzewał mleko i rozpuszczał w nim żelatynę. Tym razem (dla pewności i braku grudek jak przy serniku na zimno) przecedziliśmy ją jeszcze przez sitko.

Potem Głos Rozsądku wlał żelatynowe mleko do ubitej z cukrem pudrem śmietany i mieszał, a ja w międzyczasie pokroiłam galaretki, które po chwili dodałam do całości, a Mąż je w miarę równo wymieszał. Masa wyłożona na biszkopty w tortownicy i do lodówki.

Pozostało jeszcze przygotowanie ostatniej galaretki (pomarańczowej), odczekanie aż ostygnie, wstawienie do lodówki, a jak już zaczęła tężeć, wylałam ją na śmietanowca, który zdążył zrobić się sprężysty i twardy jak nie powiem co. 

Całość może nie zachwyca (zdjęcie środkowe), ale mam nadzieję, że będzie smakować lepiej niż wygląda. Poza tym jak na kogoś, kto ma dwie lewe kuchenne ręce i tak uważam, że całkiem nieźle mi/nam poszło, bo do rozwodu nie dojdzie.