Co to była za noc chciałoby się rzec... Poszliśmy wczoraj z Mężem na pokaz kuglarstwa ogniowego, do którego zapałałam uczuciem po tym jak poznałam możliwości tego oto człowieka.
Tym razem ogniste fotki zrobił Dyrektor Wykonawczy. Niewyraźne, bo raz, że noc, a dwa, że do takich ujęć potrzebny jest dobry sprzęt na statywie, a nie aparat telefoniczny.
A dzisiaj premierę w naszej kuchni miał bób w dwóch postaciach - klasycznie ugotowany oraz w formie pasty do smarowania pieczywa - wystarczy go dobrze rozdrobnić, dodać sprasowany ząbek czosnku, trochę oliwy z oliwek oraz bazylię.
Udoskonaliłam też samowolnie smak klasycznej sałatki greckiej przełamując ją truskawkami, których słodycz świetnie skomponowała się z ostrym serem i specyficznym aromatem oliwy oraz grzanek z czosnkiem i oliwek.
Śmietanowiec wyszedł jeszcze lepszy niż ostatnio. Zmieniłam kolor wierzchniej galaretki na bardziej wyrazisty. Te trzy dodane do ubitej śmietany pokroiłam drobniej, a Mąż zamiast łyżką wymieszał je dokładnie trzepaczką do jajek, dzięki czemu kolory rozłożyły się w miarę równomiernie.
Byliśmy też na spacerze, z którego Dyrektor Wykonawczy przytargał wielką butlę kwasu chlebowego, za którym wprost przepada jak jest gorąco. Podejrzałam pszczołę na lawendzie, a także odkryłam nową uliczkę w jednej z bram. No i nie mogłam nie sfotografować uroczego psa z bloku naprzeciwko, który z balkonu uwielbia obserwować to, co dzieje się na dworze.