Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 7 lipca 2014

1.700. Poniedziałkowo

Bladym świtem poszłam z Mężem do przychodni na pobranie krwi. Sprawnie, szybko, konkretnie i bezboleśnie - przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo Dyrektor Wykonawczy przyznał się, że już od samego tylko zapachu i patrzenia przez czasem uchylone drzwi robiło mu się słabo. 

Nie wiem co to będzie jak może już niebawem zostanie on zmuszony do oddania swojej własnej krwi. Pewnie powtórzy się historia sprzed trzech lat ze stacji krwiodawstwa w Gdańsku, gdzie Głos Rozsądku zasłabł i musiał przez dłuższą chwilę dochodzić do siebie na leżance w gabinecie, a jego ciśnienie wynosiło wtedy 70/40.




"Do trzech razy sztuka" - mawiają i mają rację - jak na załączonym obrazku dzisiejszy śmietanowiec był jeszcze ładniejszy wizualnie od swoich dwóch poprzedników - galaretki pokroiłam na naprawdę małe kawałki i dzięki temu równomiernie rozgościły się w ubitej śmietanie.

Nasza sąsiadka zjadła co prawda tylko niewielką cząstkę z zawartości wielkiej tortownicy, ale nie dlatego, że deser jej nie smakował, lecz z powodu choroby, która nie pozwala jej na spożywanie białej śmierci.

Sama wizyta była bardzo dla nas obojga zaskakująca, gdyż nie mieliśmy nawet pojęcia ile historii może pomieścić jedno ludzkie życie. Może jak już ochłonę z nadmiaru wrażeń, spróbuję coś więcej napisać, bo na razie nie jestem w stanie.

W domu jest fajnie - nie czuje się upału, gdyż słońce w ogóle nie zagląda do pokoju - jego promienie sięgają jedynie na balkon. Temperatura maksymalnie osiągnęła 27 stopni Celsjusza.

Teraz zerwał się wiatr i grzmi, ale zdążyłam jeszcze uchwycić tęczę, która pojawiła się na chwilę na horyzoncie.




Śmietanowiec jest tak duży (a że ja tylko z grzeczności i dla towarzystwa zjadłam dzisiaj mały kawałek) postanowiliśmy z Dyrektorem Wykonawczym jego większość zawieźć jutro do pani, od której wynajmujemy kawalerkę. Ilekroć jedziemy do niej i jej męża zawsze czekają na nas jakieś łakocie plus kawa lub herbata, więc tym razem to my przywieziemy deser ze sobą, unikając nadmiaru słodkich pokus w lodówce.

Głos Rozsądku jest pełen podziwu dla mojego samozaparcia, silnej woli, konsekwencji oraz determinacji w dążeniu do celu. Bo ja nie odpuszczam i wieczór w wieczór kładę się na macie, by wykonać codzienną porcję ćwiczeń.

Wczorajszy złoty tekst Osobistego Trenera Personalnego brzmi: "leży pani na brzuchu i podnosi się pani na plecach". Jeśli ktoś wie jak to zrobić, bardzo proszę o kontakt.