Myślałam, że nam okno wczoraj wyrwie, a ponieważ non stop jest otwarte na uchylne, w trakcie tej wichury i burzy wzięliśmy je na mikrowentylację, by się nie udusić. Jak zawiało, w te pędy oboje znaleźliśmy się przy nim, usiłując je zamknąć na dobre. No i kłótnia była o to kto źle trzyma, źle dociska i źle domyka.
Dzisiaj była awanturka o pomidory, a raczej ich jakość, gdyż Mąż bierze jak leci i nie patrzy. W związku z tym przynosi do domu coś, co ma plamki, dziurki i jest uszkodzone. Kiedyś (jeszcze jak mieszkaliśmy u rodziców) kupił cytrynę z ceną, a potem się tłumaczył, że jej nie zauważył. Fotek, jako dowodu w sprawie, nie mogłam sobie oczywiście odmówić.
Generalnie u nas zawsze jest wesoło i nigdy nie wiadomo co się wydarzy niespodziewanego z najmniej oczekiwanych i najbardziej prozaicznych zdarzeń. Jakby ktoś popatrzył na nas z boku, pomyślałby, że normalni to my z pewnością nie jesteśmy. Normalni może i nie, ale szczęśliwi owszem.
Kolejne perełki padające z ust Osobistego Trenera Personalnego to: "szerzej nóżki" (nie wiedzieć czemu, ale skojarzenie miałam jednoznaczne) oraz "teraz to samo z plecami na rękach" (zaznaczam, że podczas tego ostatniego polecenia leżałam na brzuchu).
Po skończonych ćwiczeniach jestem mocno zmęczona, spocona i zasapana, więc Mąż wpadł wczoraj na genialny pomysł i wachlował mnie taką dużą kwadratową pianką, na tle której robił mi wcześniej zdjęcia wielkiego jak piłka brzucha. Przy tym nie omieszkał wtrącić swoich trzech groszy - "jak się jedzie nagrzanym samochodem nie wyłączasz od razu silnika na parkingu tylko czekasz aż się ostudzi, bo teraz to ty jesteś takim jednym wielkim samochodem, który wydziela ciepło".