Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 11 lipca 2014

1.705. O wiedzy i niewiedzy

Medycyna idzie naprzód, a mam wrażenie, że wiedza niektórych lekarzy zatrzymała się na etapie ukończenia przez nich studiów na wydziale lekarskim. A przecież w takim zawodzie szczególnie wypadałoby się rozwijać, by nie zostać w tyle i mieć pojęcie o nowych metodach.

Piszę o powyższym mając na myśli swojego endokrynologa, do którego chodzę od sześciu lat. Dwa razy w roku słyszę to samo. Podwyższenie dawki tyroksyny muszę sobie wręcz wywalczyć, gdyż czytam i jestem świadoma swojej choroby oraz wiem, że mogę łagodzić jej objawy. Tylko, że i profesjonalista siedzący po drugiej stronie biurka też powinien się dokształcać.

Wczoraj, po obejrzeniu najlepszego TSH jakie miałam od 2008 roku stwierdził, że dobrze, iż zaordynował mi większą dawkę hormonu. Szybko sprowadziłam go na ziemię, że tak naprawdę to ja na niego musiałam naciskać w tej kwestii, a on w końcu uległ.

W zeszłym roku, kiedy poszłam na badania do szpitala, okazało się, że mam bardzo wysoką prolaktynę. Ginekolodzy zalecili konsultację z endokrynologiem, gdyż przy Hashimoto i niedoczynności tarczycy to ponoć nic nadzwyczajnego. Wysoki poziom prolaktyny może mieć też związek z moimi migrenami.

Rzutem na taśmę opowiedziałam o całej historii specjaliście. I stał się cud - dostałam skierowanie na badanie obecnego poziomu prolaktyny i karteczkę do rejestracji, że mają mnie przyjąć poza kolejnością (w tym roku nie ma już wolnych terminów) jak tylko będę miała wyniki. Normalnie nie wierzę.

Endokrynolog stwierdził, że jeśli faktycznie będę miała hiperprolaktynemię, mogę dostać receptę na leki, które ją obniżą i bardzo możliwe, że wtedy ustąpią moje migreny. Po głowie tłucze mi się pytanie czy nie można było zrobić tego badania już sześć lat temu, żeby to sprawdzić? Po co ja się tak męczę z okropnymi bólami głowy przez tyle czasu?

Nic to - było, minęło. Narzekanie i utyskiwanie nic nie dadzą i nie pomogą. Czasu też nie cofną. Mam skierowanie, więc znowu czeka mnie i Męża wycieczka do laboratorium celem oddania krwi. A dzisiaj oboje wybieramy się do doktora Tomasza, który prawdopodobnie dołoży jeszcze swoje badania, więc zrobimy już wszystko hurtem w poniedziałek rano.

Mam taki niecny plan, by Dyrektor Wykonawczy wreszcie dał utoczyć sobie trochę czerwonego płynu, gdyż jego apatyczność, ospałość, brak energii, powolność, tycie, czy wypadanie włosów mogą być skutkiem podwyższonego TSH. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że Głos Rozsądku cierpi na niedoczynność tarczycy.

A wniosek jeśli chodzi o odwiedzanie gabinetów lekarskich jest jeden -  będąc pacjentem trzeba szukać, pytać, drążyć, dowiadywać się i poszerzać wiedzę, by nie dać się spławić lekarzowi, dla którego jest się kolejnym rutynowym przypadkiem i numerem statystycznym choroby.