Zarówno Mąż, jak i ja trzymamy rękę na pulsie (każde na swoim) i pilnujemy pewnych spraw. Wykonałam dwa połączenia i oba zdają się przybliżać mnie do miejsc, w których chciałabym się znaleźć - czyli hospicjum oraz pracy zawodowej. Teraz czekam na telefon z informacją o kursie dla wolontariuszy. Mam też umówione kolejne spotkanie z bardzo ważną osobą, od której wszystko zależy w tej drugiej kwestii.
Dyrektor Wykonawczy dzwonił tylko raz i dzięki temu już wie gdzie i w jakie dni przyjmuje świetna pani doktor psychiatra, u której sama leczyłam się kilka lat temu. Dodatkowo, rankiem ostro przepytywał wujka Google w kwestii lunatykowania. Bo wczoraj w nocy miała miejsce kolejna akcja.
Pod oknem stała suszarka z jeszcze wilgotnym praniem. Wisiały tam (między innymi) moje jasne lniane spodnie. Prawie spałam, kiedy Głos Rozsądku usiadł na łóżku, po czym wstał, podszedł do okna i zaczął dotykać owe spodnie.
- Po co je ruszasz?
Cisza.
- Po co je ruszasz?
- Śpij, śpij.
- Po co je ruszasz?
- Śniło mi się, że ktoś chodzi po pokoju.
Rano oczywiście nic nie pamiętał. A ja zaczynam się martwić i trochę lękać, gdyż zachowania Męża przybierają na sile (wcześniej nie wstawał z łóżka i nie chodził po mieszkaniu) oraz częstotliwości (lunatykuje co kilka dni). I może dla kogoś z zewnątrz wydawać się to zabawne, mnie jednakże nie jest już do śmiechu.
Dlatego równolegle do działań Dyrektora Wykonawczego mam w zanadrzu plan B, czyli telefon do zaprzyjaźnionej pani doktor, która być może będzie w stanie pomóc przyspieszyć wizytę u psychiatry (są dobrymi koleżankami), a także rozmowę z Czarodziejem o nocnym problemie Głosu Rozsądku.
Tymczasem, z wynikiem mojego usg jamy brzusznej w dłoni idziemy na spotkanie z doktorem Tomaszem.