Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 21 lipca 2014

1.726. Ostatnia szansa

Kilka dni temu widziałam się z moją znajomą (świeżo upieczoną rozwódką). Jeszcze zanim mnie odwiedziła, wiedziałam (i czułam), iż będzie to spotkanie ostatniej szansy.

Zabawiłam się w rachmistrza i obliczyłam, że do tej pory w sumie przebywałyśmy ze sobą ponad dwadzieścia cztery godziny, gdyż najkrótsza jej bytność u nas w domu trwała około czterech godzin, a najdłuższa (pierwsza) ponad sześć. Do tego należy doliczyć jeszcze kilkanaście rozmów telefonicznych (na szczęście nie na mój koszt), z których też by się sporo godzin nazbierało.

Tak na oko z 95 % tamtego czasu za każdym razem koleżanka wałkowała ten sam temat byłego małżonka, zadając mi masę pytań z gatunku: "a co by było gdybym ja wtedy tak i tak się zachowała?" albo "a może gdybym ja/gdyby on/gdyby osoby trzecie czegoś nie zrobiły/coś zrobiły, wszystko potoczyłoby się inaczej?", a także opowiadała te same sytuacje po kilka razy.

Fakty są nieubłagane. Tamten związek przeszedł do historii. Mężatka stała się rozwódką. Gdybanie nad rozlanym już mlekiem nic nie da. To znaczy mojej znajomej daje - ciągłe babranie się w szambie. Problem w tym, że ja niekoniecznie chciałam dostać choćby rykoszetem cuchnącą mazią.

Na ostatnim spotkaniu, już pod jego koniec powiedziałam koleżance, że ja naprawdę bardzo chętnie się z nią jeszcze zobaczę i porozmawiam o wszystkim, byle tylko nie poruszała już tematu byłego małżonka, gdyż jestem zmęczona wysłuchiwaniem tej samej historii po raz kolejny i odpowiadaniem na te same pytania także po raz kolejny.

Dwadzieścia cztery godziny grzebania się w czyjejś kupie wystarczająco zredukowało moją cierpliwość do zera, a nawet nie wiem, czy w międzyczasie, całkiem niezauważalnie nie zdążyła już ona zejść poniżej tego poziomu.

Jeśli ona nigdy nie brała (i nadal nie bierze) odpowiedzialności za swoje życie, lecz wciąż przerzuca ją na innych; jeśli pozwalała na takie, a nie inne traktowanie; jeśli przedkładała (i nadal przedkłada) sprawy materialne nad poczucie bezpieczeństwa i spokój ducha; jeśli odrzuca wszelkie formy oferowanej pomocy, nic tu po mnie.

Czarodziej zawsze powtarza: "rób to, co sprawia ci radość". Spotkania z tamtą znajomą absolutnie nie mieszczą się w tej kategorii.