Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 23 lipca 2014

1.732. Z naszej lodówki - część druga

Żeby nie było - herbaty i kawy w lodówce nie trzymamy. Tak mi się zatytułowało, więc niech zostanie.

Bez zielonej liściastej herbaty nie wyobrażam sobie już życia, choć kilkanaście lat temu (kiedy spróbowałam ją po raz pierwszy) smakowała jak namoczone pety - swoją drogą ciekawe skąd mi się wtedy wzięło to skojarzenie. 

Piję kilka kubków dziennie. Można ją zaparzać nawet trzykrotnie, więc jest bardzo wydajna i ekonomiczna. Ponoć ten drugi napar jest najsmaczniejszy. Dłużej parzona pobudza, a krócej - relaksuje. Najlepiej nie zalewać jej wrzątkiem - wtedy zachowuje wszystkie swoje wartości. Zielona herbata wychładza organizm.




Kawę inkę zawsze piła matka ojca. Dolewała do niej mleka. Odkryłam ją na nowo po wielu latach. Mąż miesza ją z rozpuszczalną, ale dla mnie to profanacja.




Na kawę orkiszową skusiłam się zachęcona pozytywnymi opiniami na jej temat. Smak ma dość specyficzny (mnie nie wiedzieć czemu przypomina solone paluszki) i trzeba się do niego przyzwyczaić. Kupiłam ją w sklepie ze zdrową żywnością. 

Pijam ją rzadko, gdyż nie mam cierpliwości do jej parzenia, więc przeważnie czekam aż Mąż się zlituje i zrobi to za mnie (i dla mnie).




Już od jakiegoś czasu jajka kupujemy tylko od "wolnych kur" jak je z Dyrektorem Wykonawczym nazywamy. W przeciwieństwie do tych "uwięzionych".




Mój ulubiony - faktycznie taki jest. Odkąd go spróbowałam, jem prawie codziennie. Albo sam (rzadziej), albo wymieszany z rzodkiewką startą na tarce o średnich oczkach. Twarożek z Wielunia jest pyszny z chlebem razowym i kawą. A jaki ma cudny i prosty skład.




Ciąg dalszy oczywiście nastąpi niebawem.