Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 1 sierpnia 2014

1.749. Mądre życie

Na najbliższe dwa tygodnie nasze domowe sprawy po raz kolejny ulegają przeorganizowaniu. Wszystko za sprawą urlopu kolegi Męża, który skutkuje zmienionymi godzinami pracy Dyrektora Wykonawczego. Wcześniej wyjdzie, wcześniej przyjdzie.

Głos Rozsądku zakończył właśnie swoją dziewięciomiesięczną terapię grupową DDA/DDD. Jako jedyny ze wszystkich jej uczestników miał prawie stuprocentową frekwencję. Prawie, gdyż wyszedł wcześniej na pierwszym spotkaniu na pamiętny już koncert Dawida Podsiadło. We wrześniu, tradycyjnie, odbędzie się tylko jeszcze jedna grupa podsumowująca (z perspektywy dwóch miesięcy) całą terapię.

Mąż wrócił dumny i cały w skowronkach, gdyż kilka osób powiedziało mu, że ma bardzo piękną żonę, a przecież zawsze miło jest usłyszeć takie słowa - szczególnie od innych kobiet. Niektóre z nich widziały mnie na żywo, a reszta zobaczyła na zdjęciach, które Dyrektor Wykonawczy pokazywał w telefonie i na papierze.

Jeśli o mnie chodzi sierpień będzie miesiącem, w którym pożegnam się z panią Em, gdyż po opisywanych jakiś czas temu roszczeniowych zachowaniach starszej pani, całkowicie straciłam do niej serce. Ostatnio też mi podpadła, próbując już nie wiem po raz który zmieniać dzień moich u niej odwiedzin oraz innych warunków. Nie zgodziłam się, więc był foch.

Moje wcześniejsze z nią rozmowy dały jej do myślenia na tyle, że zamiast narzekać i w tym tkwić, zaczęła działać. Ponieważ od samego początku bardzo źle i pogardliwie wyrażała się o innych współmieszkańcach i nie była zadowolona z panujących warunków, zasugerowałam możliwość zmiany placówki na inną. Była tam, spodobało się jej i złożyła podanie, które czeka aż zwolni się miejsce, czyli umrze ktoś z pensjonariuszy. Bo niestety w domach pomocy społecznej tak wyglądają realia - śmierć jednego jest przepustką do zamieszkania drugiego.

Przemyślałam sobie wiele spraw bardzo dokładnie i ustaliłam priorytety, gdyż nie chcę podejmować się wyzwań, którym albo nie sprostam, albo będę je traktować po macoszemu, albo nie będę mieć w ogóle czasu dla siebie i na swoje zainteresowania. Dokonałam wyboru i jestem przekonana o jego słuszności. Półroczny wolontariat u pani Em w zupełności mi wystarczy. Prolongaty nie będzie.

Czekam na ostateczne ustalenie terminu kursu dla wolontariuszy przygotowującego do pracy w hospicjum. Za tydzień mam już którąś tam rozmowę w tej samej sprawie zawodowej. Do tego dochodzi intensywna terapia u Czarodzieja, która nie wiem czy skończy się w tym miesiącu. Po niej chciałabym spróbować swoich sił jako wolontariusz na oddziale paliatywnym. A w październiku mój guru organizuje następną edycję z psychoonkologii, na którą również się wybieram.