Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 15 sierpnia 2014

1.772. Usługi wzajemne

Skutki terapii u Czarodzieja są widocznie gołym okiem. Lepiej i mocniej śpię, budzę się wcześnie rano wypoczęta i zrelaksowana (dzisiaj na przykład o 5:40), mam więcej energii do działania, jestem jeszcze pogodniejsza, radośniejsza, spokojniejsza, bardziej uśmiechnięta i otwarta. Potrafię śmiać się z rzeczy, które wcześniej mnie denerwowały, czy wkurzały (choć tak naprawdę to nie one taki stan powodowały, lecz moje o nich przekonania).

Dalej rozwodzić się nad zaobserwowanymi (nie tylko przeze mnie) pozytywami metod pracy mojego guru nie będę w tym poście, gdyż zrobię to oddzielnie innym razem - dogłębniej, dokładniej i dosadniej.

Oto dzisiejsze efekty moich działań kuchennych - cieńsze, ładniejsze i smaczniejsze racuchy (mniej mąki i jabłek niż ostatnio) przygotowane i usmażone od początku do końca własnoręcznie oraz śmietanowiec z zakładkami w postaci galaretki ponad normę (tym razem użyłam mniejszej tortownicy na te same proporcje) - Mąż jedynie rozpuścił żelatynę w letnim mleku i wlał ją do przygotowanej przeze mnie śmietany ubitej z cukrem pudrem - a resztę znowu zrobiłam samodzielnie.

"Żona, ja cię nie poznaję!" - usłyszałam zdumiony głos Dyrektora Wykonawczego pałaszującego ze smakiem i racuchy, i śmietanowca.





W ramach świadczenia sobie usług wzajemnych (moim wkładem był wspomniany już podwójny catering), Głos Rozsądku zajął się zmywaniem naczyń (a było ich sporo) oraz wywabieniem (jakże sprawnym i skutecznym) kilku małych plamek z jasnego żakietu, który wpadł mi wczoraj w oko w lumpeksie.