Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 16 sierpnia 2014

1.773. Troje drzwi

Wszystko jest po coś. Wierzę w to.

Sukienka lub spódnica, buty na obcasie, torebka, pies na smyczy i telefon przy uchu. Charakterystyczny głos i śmiech. Tak ją zauważyłam, zapamiętałam i kojarzyłam.

"Dzień dobry" okraszone uśmiechem kiedy mijałyśmy się na klatce lub na ulicy. Solidarne zjednoczenie sił podczas hałasów przedłużającego się remontu innego mieszkania. Wymiana myśli w temacie uciążliwych meneli.

Mój nieopatrznie naciśnięty czerwony guziczek, który zaowocował przechowaniem w jej lodówce kilku rzeczy i który koniec końców doprowadził wreszcie do jej odwiedzin u nas. Nasza rewizyta u niej.

Dwa spotkania. Tylko dwa spotkania.

Wczoraj byłam u niej po raz trzeci. Przyjęła mnie w łóżku, w koszuli, wyczerpana po drugiej czerwonej chemii, wycieńczona, z kilkoma pasmami włosów.

- Co mogę dla ciebie zrobić? - spytałam.
- Posiedź tu trochę ze mną - wyszeptała.

Jej dłoń była chłodna, choć pokój ogrzewało słońce.

- Poświęcisz mi bukiet? - ożywiła się na wieść o tym, że razem z Mężem wybieramy się do kościoła.
- Pewnie.
- Ja sobie tak poleżę. Przyjdziesz po mszy?
- Pewnie.
- Nie zamykam drzwi. Jak przyjdziesz nie pukaj, tylko wejdź.
- Dobrze.

Rozmawialiśmy z Dyrektorem Wykonawczym o niej i jeszcze o kimś (M. - dobrze wiesz, że to o Tobie) i to im obu ofiarowaliśmy tamtą mszę i w ich intencji przyjęliśmy komunię.

Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Łóżko było puste. Z głębi mieszkania dobiegł mnie jej głos:

- Chodź, chodź, ja już lepiej się czuję.

Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. W ciągu niecałych dwóch godzin. Głos Rozsądku uświadomił mi, że nasza modlitwa została wysłuchana.

Bez zegarka i bez telefonu nie wiedziałam która jest godzina. Po jakimś czasie rozległo się pukanie do drzwi. Zjawił się Mąż z moją komórką. Został, usiadł, porozmawiał i wrócił do kawalerki. Ja przyszłam o dwudziestej drugiej.

Dzisiaj zanieśliśmy jej kawałek śmietanowca, ale nie miała ochoty go zjeść. Spróbowała odrobinę, a resztę schowała do lodówki. Poprosiła o kupno białych serków. Zaniosłam jej jeszcze jabłka. Wczoraj wspomniała, że lubi owoce. Zjadła połowę jednego. Razem wypiłyśmy zieloną herbatę.

Niby zwykła sąsiadka. Niby obcy człowiek. Niby tylko dwa spotkania.

Wszystko jest po coś. Wierzę w to.




Kochana M. - dziękuję za Twoje słowa. Gdyby nie one nie wiedziałabym tylu zwykłych prostych rzeczy. Jak choćby tego, że po chemii dla chorego każdy zapach jest nie do zniesienia, że jedzenie i picie nie ma smaku, że na zaparcia pomaga zwykła woda z kiszonych ogórków.

I że nie trzeba robić nic spektakularnego - wystarczy jedynie być. Zresztą, TY wiesz...