Dzisiaj postanowiłam sobie pomilczeć i posiedzieć w ciszy, by naładować swoją baterię. Wczoraj stanowczo przekroczyłam bowiem dzienny limit mielenia ozorem i nawet jak na zawodową gadułę przystało, moje gardło się zbuntowało i na chwilę odmówiło posłuszeństwa.
Kumulacja kilku długich rozmów telefonicznych (całe szczęście, że dzwoniące nie mają żadnych limitów), kilka krótszych pogawędek, wizyta sąsiadki i obopólne ploty, a potem jeszcze czytanie na głos Mężowi dwóch rozdziałów (coś około trzydziestu stron) z książki przez nią przyniesionej.
Dostaliśmy kiedyś od matki Faringosept do ssania. Ponoć w promocji był, bo ważny tylko do końca września tego roku. Przydał się. Po śniadaniu wzięłam jedną tabletkę - nawet nie wiedziałam, że to takie smaczne jest. Ale jak się nie je słodyczy, chyba wszystko z zawartością cukru jest pyszne.
Jak już jestem w temacie leków, to wkopię Dyrektora Wykonawczego, który od dwóch dni zażywa trzy medykamenty z powodu uporczywego bólu kręgosłupa. Doktor Tomasz już dawno przepisał nam obojgu te same specyfiki, więc wizyta lekarska nie była potrzebna - mamy zielone światło na samodzielne kurowanie się w domu.
No i wciąż zapominam napisać, że Głos Rozsądku to kanciarz jakich mało. Nie mogę mu zaufać podczas gry w scrabble, bo podgląda mi litery, oszukuje przy dodawaniu punktów (na moją niekorzyść), zamiast siedmiu zdarza mu się wziąć osiem liter i kompletnie nie zna się na ortografii, ale o tym ostatnim to akurat wiedziałam od samego początku naszej znajomości. Z grzeczności nie podam przykładów, gdyż jeszcze jakieś szczątki małżeńskiej lojalności i przyzwoitości we mnie zostały.